Bożonarodzeniowa ikona

24 gru 2014
Jan Gać
 

W okresie świąt Bożego Narodzenia warto wybrać się w odwiedziny do drewnianych kościółków Podkarpacia. A gdybyż jeszcze stały przyprószone śniegiem!

Warto wniknąć w barwny i teologicznie głęboki świat ikon unickich, łemkowskich, prawosławnych, próbujących ze wzruszającą pokorą zgłębić tajemnicę wejścia Boga w historię. W tej tematyce ikonografów obowiązuje jeden i ten sam kanon, wypracowany w świecie bizantyńskim po ustaniu konfliktu obrazoburczego w IX wieku i trwający po dziś dzień.

Oto centralnym motywem ikony bożonarodzeniowej jest postać Bożej Rodzicielki – Theotokos – przedstawionej na szkarłatnym szalu płótna. Odziana w brązowy maforion, spoczywa wsparta na łokciu, plecami do Noworodka. Natchniony artysta chce podkreślić teologiczną prawdę o przyjściu Boga na ziemię, zrodzonego przez kobietę, niewiastę jedyną i wybraną od zarania czasów, ową drugą Ewę. Dwie linie przekątne kompozycji krzyżują się na łonie Dziewicy, z którego wyszedł na świat jego Stwórca. Dziewica staje się Matką bez naruszenia dziewictwa. Stworzenie rodzi Stwórcę. Oto paradoks Bożego zamysłu. Bóg przyszedł na świat przez człowieka, aby przebóstwić człowieka i zbawić go, jak to w swych pismach ujmują Ojcowie Kościoła. W tym Bożym planie rola Maryi jest istotna: dzięki Jej świadomemu przyzwoleniu – FIAT – mogło dokonać się odkupienie.

Choć postać Maryi jest centralnym motywem w ikonie, najważniejszą rolę pełni bezradne Niemowlę, ciasno skrępowane płóciennymi opaskami i złożone niczym mumia w bydlęcym korycie wyciętym w bryle monolitu. Kształt owego żłobu kojarzy się z sarkofagiem, co znów nie jest dziełem przypadku, lecz mieści się w zamyśle artysty – bowiem sarkofag zapowiada dopełnienie misji Zbawiciela na krzyżu i w grobie. O tyle narodziny Boga mają sens, o ile są antycypacją Jego zbawczej ofiary przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie.

Z chmury oznaczającej niebo dobywa się promień, który po wejściu w sferę ziemską rozdziela się na trzy smugi światła – znak uczestnictwa Trzech Osób Boskich w zbawczym dziele Jezusa. Owe świetliste błyski padają w sam środek mrocznej pieczary symbolizującej wrota do czeluści ziemi – do piekieł. Właśnie na krawędzi tej złowróżbnej otchłani stoi żłób – kolebka Nowonarodzonego. Natchniony artysta chce przez to powiedzieć, że sam Bóg zstępuje do ludzi pokonać grożące im piekło i wyrwać ich z oków zła, bo sami nie są w stanie się ocalić. Wprawdzie zbawienie ogarnia całą osobę ludzką, ale nie unicestwia zła na świecie i nie usuwa niebezpieczeństw piętrzących się na człowieczej drodze. W tym sensie człowiek zostaje zaproszony do współpracy z łaską: Stworzyłem was bez was, ale bez was zbawić was nie mogę – ktoś tę sentencję włożył w usta Boga.

Dziecię stanowi świetlistą plamę na tle czarnej jaskini, bo to Ono samo z siebie rozprasza zaciągnięte nad ziemią mroki nocy, bo samo jest światłością, a światłość w ciemności świeci (J 1, 5). Narodzenie Jezusa napełnia radością całe stworzenie, bo dostępuje łaski. Rośliny wydają czerwone owoce, bo odnawia się ziemia. Z ukrycia wychodzą zwierzęta, gatunki do tej pory wrogie sobie z natury. Jeleń i dzik w zgodzie pasą się na tej samej łące, a lew z jagnięciem legły u stóp człowieka. Radość udziela się ludziom, których na ikonie reprezentuje pasterz dmący w róg. Weselą się i aniołowie. Jest to bowiem nowy akt stworzenia, scalenie rozdarcia będącego następstwem grzechu Adama. Przy żłobie czuwają zwierzęta, wół i osioł, grzejące swym oddechem Dziecię. Ich obecność w noc betlejemską, niepotwierdzona autorytetem Ewangelii, ma źródła apokryficzne, a głębiej – starotestamentowe. Ojcowie Kościoła znaleźli u Izajasza, najbardziej mesjańskiego ze wszystkich proroków, następującą aluzję: Wół zna swego właściciela, a osioł żłób swego pana, a Izrael nie ma rozeznania, mój lud niczego nie rozumie (Iz 1, 3).

Istotnie, wczytany w proroctwa mesjańskie i wyczekujący z wytęsknieniem na Mesjasza, nie dostrzegł Izrael znaczenia nocy betlejemskiej i nie ujrzał na niebie nowej gwiazdy, świecącej jaśniej aniżeli wszystkie inne. Z ludu wybranego przy Nowonarodzonym byli jedynie pasterze, ale i oni zostali przywołani do groty interwencją aniołów. I znów obecność zwierząt ma dla ikonografa wartość znaku: wół był zwierzęciem ofiarnym zarówno u Żydów, jak i u Greków i Rzymian. Na ośle natomiast wjeżdżał Mesjasz do Świętego Miasta na tydzień przed swoją męką. Na ośle też – według tradycji – uchodziła do Egiptu Święta Rodzina.

W Dzieciątku Jezus ześrodkowały się dwie Jego natury, boska i ludzka, o czym poucza autor ikony. Pełnię człowieczeństwa Jezusa, widoczną w całkowitym zdaniu się na obcych, widzimy we wdzięcznej scenie kąpieli Noworodka. Jedna służebna rozebrała już Dziecię, druga tymczasem dolewa z dzbana gorącej wody do zimnej. Wielki Bóg jest tak nieporadny, że pozwala się przewijać piastunkom. Świadomie oddaje się w ręce ludzi. I wystawił się na ich jakże częstą niewdzięczność, a nawet świętokradztwo. Skoro raz już zstąpił na padół ziemski, do końca będzie doświadczał ludzkiego losu. Owszem, ikonograf drąży temat głębiej i przez naczynie do kąpieli, które na ikonie ma kształt chrzcielnicy, odsyła nas do zdarzenia znad Jordanu, kiedy Jezus przyszedł po chrzest do Jana; zdarzenie otwierające publiczną działalność Mesjasza i będące zapowiedzią naszego własnego włączenia przez chrzest do grona nowego ludu wybranego.

Ikona stanowi jeden obraz, ale tak skomponowany, aby na jego płaszczyźnie mogły pomieścić się w osobnych scenach wszystkie ważne wątki odkrywające teologiczny sens narodzin Jezusa Chrystusa; wątki dokonane w różnym czasie i w różnych miejscach. Jest to celowe pominięcie zasad chronologii, bo w tym akcie odwiecznego zamysłu Boga dotykamy ponadczasowości, a ta nie ma nic wspólnego z naszym czasem historycznym. I z naszą logiką.

 

Warto odwiedzić