Przy kapliczce

03 Maj 2015
Mikołaj Świerad
 

Na początku maja zazieleniły się już wszystkie drzewa i nawet te, które do niedawna miały całkiem bezlistne gałęzie, wypuściły wreszcie pąki. Michał miał wrażenie, że roślinność wprost rośnie w oczach. Brzozy oraz kwitnące kasztanowce niemal całkowicie przesłoniły widok za oknem. Jak co roku fasada położonej naprzeciwko kamienicy i znajdujący się dalej zabytkowy kościół skryły się za zasłoną zieleni; stąd, z pracowni matematycznej, będzie je można dostrzec dopiero w listopadzie.

Zarówno Michał, jak i jego młodsza siostra Ania z niecierpliwością czekali na maj. Kilkudniowy wyjazd do babci, bardzo daleko od ich domu, rodzice zaplanowali jeszcze przed Wielkanocą.

Jaka szkoda, że obie nasze babcie nie mieszkają trochę bliżej – rozmyślał niekiedy chłopiec – wówczas częściej byśmy je odwiedzali.

Za szybą zmieniał się krajobraz. Ania rysowała, lecz on uważnie obserwował drogę. Po lewej ciągnął się wielki plac budowy – to powstawała autostrada.

– Być może wkrótce ją otworzą, wtedy podróż do babci będzie łatwiejsza – powiedział tata.

Szosa wiodła przez duże wsie i całkiem malutkie wioski. Kilka razy mijając przydrożne kapliczki, trzeba było zwolnić. Kilkuosobowe grupy ludzi upiększały figurki kwiatami, zamiatały w ich pobliżu chodniki, żywo gestykulując.

– Czyżby przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej? – spytał na głos Michał.

– Sądzę, że chodzi o coś innego, synku – odparł tato. – Jest taki stary, ludowy zwyczaj, że mieszkańcy danej okolicy, zwykle najbliższego sąsiedztwa, gromadzą się wieczorem przy kapliczkach, by modlić się i śpiewać pieśni poświęcone Najświętszej Maryi Pannie. Pamiętasz, w twoim katechizmie jest lekcja poświęcona temu zagadnieniu.

Nareszcie dotarli do celu. Pies Burek przywitał ich przy furtce. Ale co to? Wszystko pozamykane, nikogo nie ma w domu.

– Chodźcie, pójdziemy poszukać babci.

Szli chodnikiem i chłopiec chłonął panującą wokół ciszę, jakże różną od codziennego miejskiego gwaru. Starszy pan sunął powoli na wysłużonym rowerze, po czym zniknął za zakrętem.

– Dlaczego idziemy tędy? – zapytała Ania.

 – Zaraz się przekonacie – mama zrobiła tajemniczą minę.

Tam, gdzie rozwidlały się drogi, otoczona dorodnymi lipami stała kapliczka. Zgromadzeni wokół niej ludzie właśnie zaczynali modlitwę. Chłopiec poznał starszego pana, który mijał ich na drodze. Na stołeczku przed figurką siedziała także ich babcia. Podeszli, przyłączając się do modlitwy. Jedni spoglądali na nich z zaciekawieniem, inni uśmiechali się zapraszająco.

Michał spostrzegł, że wśród modlących się są nie tylko dorośli, lecz również młodzież i sporo dzieci.

I naraz zabrzmiała pieśń Chwalcie łąki umajone. A po niej następne. Kulminacyjnym punktem było odśpiewanie Litanii Loretańskiej. Gdy ucichły ostatnie strofy modlitwy Pod Twoją obronę, wierni zaczęli się rozchodzić do domostw. Wreszcie można było wyściskać babcię.

– Cieszę się, że zamiast czekać przyszliście pod figurkę – powiedziała z zadowoleniem. – Czemu się tak dziwisz, Misiu?

– Kiedy jechaliśmy tutaj do ciebie, widzieliśmy po drodze, jak ludzie przystrajali kapliczki. Nigdy nie brałem udziału w podobnej modlitwie.

– To piękna, dawna tradycja. W Polsce zapoczątkował ją zakon jezuitów. Pod tę kapliczkę przychodzę każdej wiosny. Niegdyś zbierały się tu niemal wszystkie mieszkanki wsi, modliły się i śpiewały, doglądając przy tym dzieci. Dzisiaj zwyczaj zamiera, choć, jak widać, wciąż łączy pokolenia.

– Niebawem będę uczył się o nim na lekcji religii – oznajmił chłopiec. – Jeśli przyjdziemy tu i jutro, opowiem o nim kolegom w klasie.

Babcia uśmiechnęła się ciepło. – Przyjdziemy. Ale teraz – do domu. Kolacja już przygotowana.

Michał szedł uradowany. Pobyt u babci zapowiadał się bardzo ciekawie. Nie tylko on lubił słuchać babcinych wspomnień.

 

Warto odwiedzić