Singiel - powołanie czy zmarnowane życie?

20 Maj 2015
Danuta Brüll
 

Jesteś księdzem, zakonnikiem, mężem? Jesteś matką, babcią? Jesteś wdowcem? Znajdziesz się w Kościele, jaki jest głoszony. Rozwodnicy z trudem, ale także powoli odnajdują swoje miejsce, swoją służbę, odnajdują miłość Boga. Przyzwyczajamy się pomału do różnych losowych sytuacji i akceptujemy rzeczywistość, która dotyka również katolików.

Niemniej słowo „powołanie” najprościej zaszufladkować do półki ze stanem kapłańskim, zakonnym lub małżeńskim. Współczesność, w której przyszło nam żyć, jest niestety bardziej skomplikowana. Za znaczeniami przypisywanymi słowom podążają ludzkie radości i dramaty. Przeciętnemu „Kowalskiemu”, który jest także chrześcijaninem-katolikiem, słowo „powołanie” kojarzy się najczęściej z kapłaństwem lub małżeństwem.

U wielu z nas, gdy było się bardzo młodym, na słowo „powołanie” jeżyły się włosy – tylko nie chcę zostać księdzem, nie chcę zostać zakonnicą! Charakteryzował nas niezwykle uproszczony sposób patrzenia na Bożą łaskę dającą ogromną różnorodność. I trudno powiedzieć, skąd brała się taka skąpa wizja wyboru oferowana przez miłującego nas Boga. Rozmaitość i wielobarwność życia jest domeną Stworzyciela. Inaczej świat wokół nas byłby niewypowiedzianie nudny. A jednak gdy rozejrzymy się po świecie przyrody, natura wciąż nas zaskakuje. Dostrzegamy dotąd nieodkryte możliwości zwierząt i roślin, nieujarzmione zjawiska pogodowe i klimatyczne, widzimy, jak wiele jeszcze mamy do zrobienia w dziedzinie badań nad naszą planetą, a także daleko poza nią. To wszystko z woli Tego, który dał początek wszystkiemu. Jeśli więc Bóg podarował nam tak różnorodny świat wokół nas, dlaczego miałby nam oferować wyłącznie dwie drogi życia? To prawda, są one najczęściej wybierane. Czy jednak inne są gorsze dlatego, że jest ich mniej? Że się o nich nie mówi? Że może… się ich boimy?

Bycie na co dzień w pojedynkę jest trudne, wielu z nas tego doświadcza, wie, jak to smakuje. Ale iluż kapłanów, ilu małżonków czuje się samotnymi, mimo iż żyją we wspólnocie czy rodzinie! Każdy z nas ma jakiegoś znajomego, który czuje się samotny. To ogromna rzesza ludzi. Pan Bóg jest przy każdym z nas. Tak naprawdę nikt nie jest sam. Owszem, możemy odczuwać samotność, ale na pewno nie jesteśmy sami. Naszym zasadniczym powołaniem jest zostać świętymi. Znaczy to: dać się kochać Bogu i samemu odwdzięczyć się miłością. Każdemu, także singlowi, Bóg pokazuje drogę, po której krocząc, zrealizuje wolę Boga, a co za tym idzie – także siebie. Każdy człowiek, idąc z Bogiem przez życie, może czuć się spełniony. Bóg ma nieograniczone propozycje dla nas. Pomysłów nigdy Mu nie zabraknie. Jest nieskończenie kreatywny, a w naszych czasach to cenna wiadomość. Dobra nowina jest taka, że mamy żyć w pełni, obejmując nasze „tu i teraz”, które oddane Bogu i przeżywane w poczuciu Jego obecności pogłębiają naszą z Nim relację. A na pogłębianie relacji z Bogiem stać każdego, bez wyjątku.

Jeśli więc będąc singlem, będę starał się o otwarcie na Bożą łaskę, na Jego miłość, może się w moim życiu wydarzyć wiele dobra, wiele cudów, tak we mnie, jak i wokół mnie.

Gdyby popatrzeć na Jezusa przez pryzmat czysto ludzki, to na „tamte” czasy był typowym singlem. Nie miał żony i nie był kapłanem w świątyni. Co więcej, był jedynakiem, opuścił matkę, aby żyć samodzielnie, i zachowywał się często bulwersująco dla stanu świadomości ówczesnego społeczeństwa. Oczywiście emanował miłością, mając swoją własną i niepowtarzalną misję do spełnienia. Może mówiono do Niego, by zajął się czymś sensownym, możliwe że krytykowano Go za brak rodziny, którą według „poważnych ludzi” powinien był założyć, lub proponowano Mu, by poświęcił się pracy w świątyni zamiast głosić jakąś „wywrotową” naukę o miłości Boga Ojca. On jednak bardzo często oddalał się na modlitwę w samotności, by tam, w relacji z Bogiem Ojcem, szukać dróg swego osobistego i niezastąpionego powołania. Wydaje się więc, że bez względu na to, czy jestem singlem z czyjejś „winy”, z powodu różnych splotów okoliczności w moim życiu, czy też z własnego wyboru – Bóg ma dla mnie propozycję drogi spełnienia i radości. To nie głos społeczeństwa ma ocenić, czy moje życie, gdy jestem sam, jest stracone lub zmarnowane.

Taką ocenę pozostawmy Bogu, a Jego sąd polega na tym, że światło przyszło na świat. Bóg daje światło w każdej sytuacji – bez względu na to, czy jestem singlem w wieku trzydziestu, czterdziestu czy sześćdziesięciu lat. Może gdyby Jezus dożył na ziemi stu lat, byłby najbardziej spełnionym singlem świata... Kochał Go Ojciec, a On kochał Boga Ojca. I tu tkwi sedno radości serca i spełnionego życia.

 

Przeczytaj także

Warto odwiedzić