Kaja

28 lis 2015
Mikołaj Świerad
 

Wiało nieprzyjemnie, w dodatku od wschodu nadciągały deszczowe chmury. Tylko, czy to miało jakieś znaczenie? Nawet gdyby teraz świeciło słońce, a w powietrzu zamiast zapachu jesieni unosił się zapach lata, dla Miłosza coraz częściej każda aura była nieodpowiednia na wyjście z psem, a wyjść należało zawsze po szkole.

– Chodź już, Kornel – marudził Miłosz, idąc po parku. Drażniło go, że starszy brat zrobił się ostatnio jakiś inny. – Kaja, nooo, szybciej! Przez ciebie nie pogram na komputerze...

– Przestań! – uciął Kornel. – Nie trzeba było nigdzie wychodzić. Jak dalej będziesz na nią krzyczał, opowiem o wszystkim rodzicom!

Miłosz chciał mu coś odrzec, lecz z naprzeciwka nadchodziła pani z wyżłem i nie wypadało się kłócić. Zrobił więc tylko naburmuszoną minę.

Kaja człapała powoli, wąchając coś w trawie. Na moment podniosła głowę, kierując w stronę chłopców przenikliwe, mądre spojrzenie. Wspinając się mozolnie na drugie piętro i jeszcze później, gdy leżała już na swym legowisku, sapała ciężko; dłuższe spacery bywały dla niej męczące.

– To co, zagramy? – zawołał z pokoju Miłosz.

– Nie teraz. Jestem zajęty – Kornel czochrał Kaję za uszami, robiąc jej zdjęcia. – Weź się lepiej za odrabianie lekcji.

– Ale ty jesteś opiekuńczy – chłopiec powiedział to złośliwie, żeby zezłościć Kornela.

– A żebyś wiedział! Opiekuję się tobą jako moim młodszym bratem, dlaczego więc nie mam być bardziej opiekuńczy wobec zwierzęcia? Przecież jest starsza od ciebie. Nie zauważyłeś, że wymaga coraz większej troski?

Do kolacji odrabiali lekcje. W pewnej chwili coś zaskrobało w drzwi. – Przyszła sprawdzić, jak się uczycie – uśmiechnęła się mama, wpuszczając Kaję. Piesek potupał, merdając wesoło ogonem, i położył się przy nogach Kornela. Miłosz z zazdrością zerkał znad zeszytu z matmą, jak smacznie zasypia.

Niedługo potem młodszy z braci wyszedł ze szkoły wcześniej. Odwołano ostatnią godzinę – informatykę. Jednak tego dnia Miłoszowi wcale nie było do śmiechu – jedynka z dyktanda to żaden powód do radości. Smuciła go też reakcja niektórych kolegów w klasie, wyraźnie napawających się jego niepowodzeniem. Kaja jak zwykle przywitała go radośnie w przedpokoju wesołym szczekaniem. – Odejdź – fuknął chłopiec.

Za chwilę nadszedł sms od brata: „Ja wyjdę z Kają na spacer. Wracam za godzinę”.

Miłosz pił herbatę. Zastanawiał się, jak wytłumaczy rodzicom ocenę. Ciszę mąciły jedynie odgłosy kroków Kai. Przyczłapała właśnie do kuchni i usiadła, przyglądając się z ciekawością chłopcu. Z bliska widać było wyraźnie jej posiwiałe, wypłowiałe futro. Myśli Miłosza zahaczyły o pewne wydarzenie sprzed paru tygodni – oglądali wówczas filmiki z jakiegoś spaceru po lesie, na których on był jeszcze całkiem mały. Kaja hasała wtedy jak szalona. Teraz była dużo starsza i szybko się męczyła. Ale zawsze była mu oddana.

Poczuł, że robi się smutny. Głaskał Kaję ona zaś lizała go po dłoni. – Przepraszam – szepnął. – Postaram się to wszystko naprawić.

Szli przez park. Wokół z drzew spadały żółte i brązowe liście.

– Widzisz? Spójrz, jaka Kaja jest szczęśliwa.

– Kornel… Ja chyba wiem, czemu tak się nią zajmujesz…

– Jest z nami, odkąd sięgam pamięcią. Spieszmy się kochać, nie tylko ludzi, lecz i nasze domowe zwierzęta. Okazuję Kai serdeczność, bo kiedyś, w przyszłości, chcę móc spojrzeć sobie w oczy i uczciwie przyznać, że byłem dla niej dobry.

 

Warto odwiedzić