Uzdrowiona uśmiechem Maryi. Święta Teresa z Lisieux

29 paź 2017
ks. Marek Wójtowicz SJ
 

Święta Teresa z Lisieux od swoich świętych rodziców uczyła się przywiązania do Maryi. Zarówno ojciec Ludwik, jak i mama Zelia od wczesnej młodości byli gorliwymi czcicielami Matki Bożej. W ich domu w Alençon, w centralnym miejscu stała Jej figura.

Co roku w maju cała rodzina udawała się na nabożeństwo do kościoła, czasem także w domu wieczorem odprawiano majówki. Rodzice Teresy nosili szkaplerze Matki Bożej z góry Karmel. W czerwcu 1877 r. Zelia udała się z pielgrzymką do Lourdes z trzema najstarszymi córkami, chcąc tam uprosić dla siebie łaskę uzdrowienia.

Choroba i uzdrowienie

W 1883 r. dziesięcioletnia Teresa zapadła na tajemniczą chorobę, która ją bardzo osłabiała, miała częste bóle głowy i omdlenia. Niektórzy przyczynę choroby widzieli w bolesnym doświadczeniu śmierci jej matki w 1877 r. Dziewczyna miała wtedy zaledwie cztery i pół roku. Była z matką bardzo związana, bo Zelia, wiedząc, że choroby nowotworowej nie da się wyleczyć, starała się przekazać córce jak najwięcej ciepła i miłości. Inną przyczyną choroby Teresy mogło być wstąpienie jej ukochanej siostry Pauliny do Karmelu, a to ona zastępowała jej matkę. Cała rodzina w sanktuarium Matki Bożej Zwycięskiej w Paryżu prosiła Maryję o uzdrowienie Teresy, która po latach wspominała ten czas: Nie wiem, jak opisać tę przedziwną chorobę; teraz tłumaczę ją sobie jako dzieło szatana, ale długi czas po odzyskaniu zdrowia byłam przekonana, że udawałam chorobę, i to było prawdziwym męczeństwem dla mojej duszy. Z tego stanu Teresa została uleczona przez Maryję w chwili, gdy zobaczyła uśmiech na twarzy figurki Niepokalanej, przed którą rodzina zwykle się modliła. W Dziejach duszy znajdujemy taki opis: Nagle Najświętsza Panna wydała mi się piękna, tak piękna, że nigdy nie widziałam nic równie pięknego. Jej twarz tchnęła dobrocią i niewypowiedzianą czułością, ale tym, co przenikało mnie aż do głębi duszy, był ,,czarujący uśmiech Najświętszej Panny. Rozwiały się wszystkie moje utrapienia; dwie wielkie łzy wysunęły się spod powiek i cicho spłynęły po policzkach, a były to łzy niezmąconej radości Ach! pomyślałam, Najświętsza Panna uśmiechnęła się do mnie, jakże jestem szczęśliwa ale nigdy nikomu o tym nie powiem, bo wtedy zniknie moje szczęście.

Starania o wstąpienie do Karmelu

Teresa zapragnęła zostać karmelitanką. Gdy biskup oraz prowincjał karmelitów nie zgodzili się, by w wieku 15 lat wstąpiła do Karmelu, wtedy – razem z ojcem, który ją w tym zamierzeniu gorąco wspierał – postanowiła w listopadzie 1887 r. udać się w pielgrzymce do Rzymu, by prosić o takie pozwolenie papieża Leona III. Teresa, będąc w Paryżu, podziwiała rozmach stolicy Francji, ale za największy „cud” tego miasta uznała bazylikę Matki Bożej Zwycięskiej, tak bardzo drogą sercu jej zmarłej matki. Ach! tego, co przeżyłam u Jej stóp, nie potrafię wyrazić... Łaski, jakich mi udzieliła, poruszyły mnie tak głęboko, że jedynie łzami mogłam wypowiedzieć moje szczęście. Najświętsza Panna dała mi przeświadczenie, że to naprawdę Ona uśmiechnęła się do mnie. Zrozumiałam, że czuwa nade mną, że jestem Jej dzieckiem, pojęłam też, że nie mogę Jej dać nic więcej, ponad to, by nazywać Ją Mamusią”, które to imię wydawało mi się tkliwsze niż imię Matka”… Z jakąż żarliwością prosiłam Ją, by mnie nieustannie strzegła i wkrótce ziściła moje marzenie o ukryciu się w cieniu Jej dziewiczego płaszcza! Ach! to było jedno z mych pierwszych marzeń dziecięcych Kiedy urosłam, zrozumiałam, że w Karmelu znajdę naprawdę płaszcz Najświętszej Dziewicy, toteż ku tej urodzajnej górze zwracały się wszystkie moje pragnienia – wspominała w Dziejach duszy.

Podróż do Rzymu nie przyniosła od razu planowanego skutku, ale ostatecznie po półrocznym oczekiwaniu Teresa otrzymała upragnioną zgodę i 9 kwietnia w 1888 r. dołączyła do swoich sióstr, Pauliny i Marii, które już były w Karmelu w Lisieux.

W szkole zaufania

W Karmelu Teresa zachorowała na gruźlicę. W tym najtrudniejszym dla niej czasie ostatnich miesięcy życia pociechą była pamięć o Maryi. Zrozumiała, że Matka Boża cierpiała nie tylko na duszy, lecz również i na ciele. Przez całe swoje życie Teresa była przekonana, że nie należy podkreślać zbytnio dystansu, jaki dzieli nas od Maryi. Pisała, że choć Maryja została obdarzona przywilejem Niepokalanej i Bogarodzicy, to przecież Jej życie było podobne do naszego: Dobrze mi to robi, gdy, myśląc o Najświętszej Rodzinie, wyobrażam sobie życie całkiem zwyczajne. Nie to wszystko, co przypuszczają! Że np. Dziecię Jezus, ulepiwszy ptaszki z gliny, ożywiało je swym tchnieniem. Nie, mały Jezus nie miał czynić cudów niepotrzebnych W przeciwnym razie, dlaczegoż nie zostali przeniesieni do Egiptu cudem o wiele naturalniejszym, a który był tak łatwym dla Boga! W jednym oka mgnieniu byliby się tam znaleźli! Lecz nie, wszystko w ich życiu działo się jak w naszym.

Święta Teresa z Lisieux uważała też, że Maryja jest bardziej Matką niż Królową, dlatego swymi przywilejami nie zaćmiewa chwały świętych, ale powiększa blask i chwałę wybranych. Taką Maryję pragnęła naśladować. Na krótko przed śmiercią, która nastąpiła 30 września 1897 r., wyznała: O, jakże kocham Najświętszą Maryję Pannę!

 

Warto odwiedzić