Rozmyślanie

28 cze 2020
ks. Jan Popiel SJ
 

Nieraz w życiu rozmyślamy nad różnymi sprawami, nad naszym życiem, nad tym, co dzieje się w świecie, a może i nad tym, co będzie po życiu. Myślimy także o Bogu, zastanawiamy się nad Nim. Po takim rozmyślaniu czujemy się często bogatszymi, mądrzejszymi. Takie rozmyślanie może zmienić się w modlitwę, jeżeli wprowadzimy w nie Boga. Wówczas rozmyślanie samotne staje się rozmyślaniem „we dwie osoby”.

Dobrze jest mieć w życiu czas na rozmyślanie, które pogłębia człowieka, czyni go zarazem i spokojniejszym, i bardziej konsekwentnym w postępowaniu, również często także radośniejszym. Ten czas trzeba sobie zarezerwować, z góry układając sobie plan swojego życia, gdyż inaczej pod naporem różnych codziennych czynności zawsze będzie go nam brakować, będziemy sobie mówili: później, co w praktyce znaczy: nigdy.

Pytanie: jak długi czas mamy na to przeznaczyć? Może pięć, może dziesięć minut, może więcej, zależnie od możliwości. Pora takiego rozmyślania może być obojętna, dobrze jednak byłoby, aby człowiek nie był przed przystąpieniem do rozmyślania nieprzytomnie zmęczony, by był zdolny do myślenia.

Gdzie mamy rozmyślać? Jest to w zasadzie obojętne, byle było to, przynajmniej na początku, miejsce zapewniające spokój i ciszę. I co dalej?

Trzeba również z góry przygotować sobie temat, który ma być rozważany. Dlaczego? Ponieważ bez zrobienia tego już od samego początku rozmyślania zaczną się roztargnienia. Szukając tematu, zamiast już nad nim rozmyślać, zaplączemy się w sprawy naszego życia i może zdarzyć się tak, że ockniemy się dopiero po dłuższym czasie, stwierdzając, iż myślimy o wszystkim i o niczym. Byliśmy myślą gdzie indziej.

Jak wybrać temat? To zależy od naszej sytuacji i potrzeb. Temat mogą stanowić jakieś moje konkretne sprawy wymagające przemyślenia i przemodlenia. Mogą nim być znane nam modlitwy, wymagające jednak pogłębienia, na przykład Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo lub Wierzę w Boga Ojca. Może nim być fragment Ewangelii lub jakaś konkretna przypowieść. Bywają także książki o charakterze rozważań, które – zwłaszcza w początkach praktykowania rozmyślania – znacznie ułatwiają sprawę. Nie można chwytać bez namysłu tego, co jest pod ręką, lecz trzeba zapoznać się wcześniej z wybranym tekstem i stwierdzić, czy nadaje się do rozmyślania dla mnie.

Również postawa przyjmowana na modlitwie jest w zasadzie obojętna. Musi ona jednak z jednej strony być postawą pewnego rozluźnienia i rozprężenia, by ciało nie przeszkadzało myśleniu. Z drugiej strony natomiast powinna ona ułatwić skupienie, o którym mówiliśmy ostatnio. Można przyjąć postawę klęczącą, siedzącą czy stojącą. Osoby starsze lub chore mogą spokojnie leżeć. Każdy musi sobie wyszukać i dobrać odpowiednią dla niego postawę. Musimy pamiętać również i o szacunku dla Boga, wyrażonym przez postawę, jaką przyjmiemy, bo przecież jest to spotkanie z Nim samym. Postawa może się też zmieniać w trakcie rozmyślania, zależnie od stopnia natchnienia i charakteru modlitwy. Postawa w czasie modlitwy ma pomagać a jednocześnie ma być wyrazem tego, co się dzieje w nas. Modlić się można także ciałem.

Oczywiście, postawę można wymuszać, także miejsce, w którym odbywa się nasza modlitwa. Gdy nikt nas nie widzi, możemy pozwolić sobie na dużą dowolność, ale jeśli modlimy się publicznie czy w kościele, musimy przybierać pewne postawy ogólnie przyjęte i uznawane.

Punktem wyjścia modlitwy jest zawsze chwila skupienia. Trzeba się więc wyciszyć, to znaczy odsunąć na bok wszystkie troski i sprawy bieżące. Można zamknąć oczy, uświadomić sobie: Teraz tylko Bóg i ja. Ta chwila skupienia musi trwać nie za krótko i nie za długo. Czasem zjawi się, jak gdyby znikąd, jakaś myśl związana z Bogiem, z życiem wewnętrznym. Można wówczas iść jej torem. Jeśli nic nie zjawi się spontanicznie, trzeba wprowadzić przygotowany uprzednio temat, przypomnieć go sobie krótko, przeczytać, uświadomić sobie jeszcze raz obecność Boga i spokojnie zacząć rozważanie.

Tu może jednak zjawić się problem: co znaczy rozważanie? Stanowi ono przecież istotę rozmyślania. Zrozumiemy to najlepiej na przykładzie. Weźmy Ojcze nasz, pierwsze jego wezwanie, Ojciec. Co oznacza to słowo? Wiemy, co znaczy ojciec, kim jest dla dziecka. Bóg kazał nam nazywać siebie Ojcem. A więc jest Ojcem, to znaczy, że ja jestem Jego dzieckiem. Co to znaczy: być dzieckiem? Zaufanie dziecka, miłość dziecka, spokój, gdy się wie, że Ojciec czuwa? On, Bóg, jest idealnym Ojcem, można więc mieć do Niego pełne zaufanie. Ojciec kocha, ale zarazem wymaga, bo jest mądry i chce naszego prawdziwego dobra, Ojciec pomaga, gdy jesteśmy słabi. Czasem się ukrywa, zmuszając nas do szukania Go, wysiłku.

Spróbujcie zastanawiać się dalej nad tym już sami. Nie trzeba jednak popadać w nerwowość. Nie trzeba też starać się znaleźć za jednym razem jak najwięcej najrozmaitszych aspektów zagadnienia: Bóg jako Ojciec i ja jako dziecko. W trakcie rozważania na pewno coś nas szczególnie uderzy, coś zacznie dźwięczeć i wówczas nie trzeba śpieszyć już dalej. Trzeba się zatrzymać i pozwolić tej myśli jak gdyby zapuścić korzenie w duszy, by stała się słowem Boga dla mnie.

***

Rozważanie pewnego tematu, słów czy treści można nazwać trzonem myślenia. W trakcie powolnego, spokojnego rozważania treść staje się i jaśniejsza, i zarazem bogatsza. Czasami nawet ogarnia nas zdziwienie, że tyle bogactwa może kryć się w jednym zdaniu. Dlatego nie trzeba się śpieszyć ani przeskakiwać z tematu na temat. Rozmyślanie nie jest gromadzeniem wiadomości na dany temat, lecz zgłębieniem tego, co tak często wiemy powierzchownie i co na nowo właśnie odkrywamy.

Prawda odkrywana poprzez rozważanie zaczyna powoli „wsiąkać” w duszę Nie oznacza to tylko czystego zapamiętywania odkrytej prawdy. To, co odkrywamy, jest doświadczeniem całego człowieka, które staje się cząstką jego życia. Człowiek zaczyna patrzeć trochę inaczej na różne sprawy i zarazem inaczej się do nich ustosunkowywać.

Wróćmy jeszcze raz do Ojcze nasz. Jeśli uświadomiliśmy sobie, że Bóg jest prawdziwym i najlepszym Ojcem, że nas, że mnie kocha, to stosunek czci pełnej obawy nabiera wyrazu głębokiej i ufnej miłości i serdeczności. Bóg staje się daleko bliższy, wiąże się z nami. To rozważanie przekształca powoli naszą osobowość. Niemałą rolę odgrywa tu uczucie, budzące się nieraz pod wpływem rozważania.

Rozmyślanie nie jest tylko suchym rozważaniem. Jest to myślenie we dwie osoby, jest to spotkanie z Bogiem, który nie jest dla mnie kimś obojętnym, bo jest przecież zaangażowany w moje życie. Rozważanie czyni Go bliższym nam, wprowadza mnie w Jego sprawy, a Jego w moje. To właśnie bardzo często budzi uczucia różnego rodzaju, niezależnie od tematu: podziwu, skruchy, wdzięczności, oddania, radości.

Uczucie jest czymś bardzo ważnym w życiu, bo czyni je i bogatszym, i łatwiejszym; można powiedzieć, że dodaje mu barwy i smaku, że porusza i pociąga.

Prawdziwe uczucie musi być szczere i samorzutne. Jest ono uwarunkowane różnymi przeżyciami i dlatego nie można go wywoływać do woli. Przykład: dwoje młodych zna się już od pewnego czasu, może przyjaźnią się w szkole lub na uczelni, owszem, lubią się, ale… w pewnej chwili coś się nagle otwiera i budzi się potężne uczucie miłości. (…)

Czy można wywołać uczucie? Często się usiłuje to robić, gdy się go raz doznało, ale nawet gdy coś takiego powstanie, to przeważnie nie jest to już to. Nie ma recepty na budzenie prawdziwych uczuć.

Istnieje jednak u wielu ludzi dążenie do tego, by modlitwa, zwłaszcza myślna, była przeżyciem uczuciowym. Znana jest nam z przeżycia wartość uczucia i chcielibyśmy, by ono się powtórzyło.

Istnieje również nieraz tendencja, by mierzyć wartość modlitwy miarą uczucia. Dążenie to jest fałszywe i prowadzi do wewnętrznej nieszczerości. Uczucie wzbogaca człowieka, ale wartość jego życia nie polega na uczuciu.

Dwoje ludzi się kocha. Jakże często po pewnym czasie znika żar uczucia, a jednak miłość się pogłębia. Nadal potrzebują siebie nawzajem, nadal jedno żyje dla drugiego. Miłość trwa. To samo ma miejsce na modlitwie. Są chwile uniesienia i chwile oschłości, gdy człowiek ma ochotę rzucić modlitwę, bo ona mu „nie wychodzi” i wydaje mu się, że Bóg jest daleko, albo że wcale Go nie ma.

Mówiliśmy dotychczas o uczuciu. Jak gdyby to była sprawa czysto ludzka. Jest nią i zarazem nie jest. Jest ludzka, bo jest przeżywana przez człowieka, a zarazem nie jest ludzka, bo przecież podczas modlitwy wkracza w moje życie Bóg. Działa On bardzo różnie. Czasem jest bliski, a czasem daleki, czasem wzrusza nas do głębi, a czasem nie. Owszem, mogą tu odgrywać rolę czynniki czysto naturalne: choroba, zmęczenie…, ale nie zawsze. Bóg jest Panem. On jest tym, który mnie prowadzi i zachowuje się nieraz bardzo dziwnie. Czy nie dziwnie zachowywał się Ojciec w stosunku do Syna, gdy zostawił Go samego w Ogrodzie Oliwnym? Można wołać i prosić, ale gdy Ojciec pozornie nie słyszy, trzeba mówić: bądź wola Twoja i cierpliwie trwać przy Nim.

Wartość modlitwy nie polega na uczuciu, ale na tym, że pomaga nam ona coraz pełniej kochać Ojca, być z Nim, choć się Go nie czuje, i pełnić Jego wolę. A to właśnie jest wyrazem miłości.

***

Rozważanie, które stanowi punkt wyjścia, a zarazem fundament rozmyślania, wywiera niemały wpływ na sferę naszych uczuć. Uczucia te bywają różne, również w dziedzinie przeżyć religijnych człowieka. Jedne mijają szybko, inne prowadzą do głębokich przemian dokonujących się we wnętrzu. Przemiany te znajdują swój wyraz w sposobie życia i postępowania; i tu wchodzimy w sferę woli.

Wola człowieka przejawia się w podejmowaniu decyzji, decyzje zaś rodzą się z rozważania racji za i przeciw. Gdy budzi się w człowieku potężne uczucie, rodzące się nie zawsze z dogłębnego rozważenia sprawy, spotykamy się również z decyzjami nieprzemyślanymi, które nieraz ujemnie wpływają na nasze życie. Stąd także w sprawach moralnych i religijnych rozważanie jest czynnikiem ważnym, chyba że w danym przypadku wpływ łaski jest tak silny, iż czyni on dla nas sprawę decyzji oczywistą. I w takich przypadkach jednak konieczna jest rozwaga, a nieraz i szukanie rady, by porywu własnego uczucia nie wziąć za znak woli Boga.

Jeżeli rozmyślanie nie ma się skończyć tylko na pobożnym spędzeniu pewnego odcinka czasu, jeśli ma wywierać wpływ na całość naszego życia, rozważanie Bożej prawdy musi się łączyć z podejmowaniem pewnych decyzji, postanowień. Oczywiście, każda chwila spędzona z Bogiem jest dla nas cenna i nie pozostaje bez śladu. Musimy jednak pamiętać, że ustawicznie „jesteśmy w drodze”, że Bóg każdego dnia nas po swej drodze prowadzi, względnie usiłuje to robić. Nasze decyzje są krokami czynionymi na tej drodze, oczywiście pod warunkiem, że za decyzją pójdzie wykonanie. I znowu rozważanie pewnej prawdy, w związku z budzącym się nieraz uczuciem, ma nadać naszemu postępowaniu właściwy kierunek i sprawić zarazem, że oczekiwany przez Boga krok zostanie zrobiony.

Łączyliśmy ostatnio ustawicznie rozważanie z uczuciem. Mówiliśmy: Rozważanie budzi uczucie, poruszony rozważaniem i uczuciem człowiek podejmuje decyzję, decyzja wiedzie do ustawicznego nadawania naszemu życiu Bożego kształtu. Dobrze, ale co zrobić, jeśli uczucie się nie budzi? Rozważając pewne prawdy Boże, widzimy ich słuszność, ale to nie budzi w nas szczególnego uczuciowego poruszenia. Wyjdźmy od przykładu. Miłuj bliźniego. Rozważmy tę tak dobrze nam znaną prawdę. Jest ona jak najbardziej słuszna. Jak wyglądałoby życie człowieka, gdyby rozwijało się ono zgodnie z tym przykazaniem Boga? Czy nie dlatego Chrystus jest nam tak bliski, że zbliżał się z miłością do każdego człowieka? Wchodzę w mój osobisty świat. W doznane przykrości i krzywdy, ale również i w te, które przeze mnie zostały wyrządzone. Zaczyna się powoli kształtować jakby obraz mojego odnowionego, lepszego życia. Pada pytanie: Co będę musiał konkretnie zmienić? Jak ustawić mój stosunek do tej lub innej osoby? Nie budzą się przy tym żadne szczególne uczucia, po prostu widzę, co powinienem uczynić i jakie podjąć decyzje. Takie rozważanie może być chłodne.

Łaska Boża nie zawsze działa na gorąco. Owszem, mogę stwierdzić, że byłem okropnym egoistą, że zachowywałem się paskudnie wobec najbliższych, że zmarnowałem tak wiele okazji pomocy. Wstyd mi, zwłaszcza gdy uświadomię sobie jak Chrystus jest ustawicznie dobry wobec mnie! Czasami jednak tylko widzę, nie czuję. Jasne widzenie wystarcza do poruszenia woli. Tak przecież często bywa w naszym życiu codziennym. Po prostu widzimy, że coś i to może natychmiast należy poprawić, zrobić, bo w przeciwnym razie wystąpią jakieś ujemne skutki, szkoda własna lub cudza, a może po prostu minie bezpowrotnie jakaś okazja.

Nasze rozmyślanie, nasza rozmowa z Bogiem zmierza prawie zawsze w jednym kierunku. Ów kierunek rodzi się właśnie z tego spotkania. Rodzi się, to znaczy uświadamiam sobie pod wpływem łaski, lecz jakże często prawie nie odczuwalnej, że trzeba działać konkretnie, w pewien określony sposób. Dobrą jest rzeczą pod koniec modlitwy uświadomić sobie wnioski, które się z niej zrodziły, a jeśli trudno mi je sobie skonkretyzować, to przynajmniej przypomnieć sobie raz jeszcze, o czym właściwie była moja rozmowa z Bogiem. Można to uczynić w formie serdecznego dialogu czy to z Trójcą Świętą, czy z poszczególnymi Osobami Bożymi, czy Matką Najświętszą, czy z bliskimi Świętymi. Pod koniec modlitwy dusza bywa często rozgrzana, uczucie rodzi się łatwiej.

Serdeczność modlitwy to wielki dar Boga, o który trzeba prosić. Na końcu rozmyślania trzeba dziękować za wszystko, co zostało nam dane.

 

Warto odwiedzić