Jak Eucharystia zmienia moje życie

18 cze 2013
Danuta Brüll
 

W wieku 15 lat chciałam całkowicie przestać uczęszczać na Mszę św. Taka postawa wiązała się z mocnym powątpiewaniem w sens wiary w Boga. Trwało to dopóki Bóg sam nie upomniał się o mnie w sposób zupełnie nieoczekiwany. Pewnej nocy podarował mi dar łez i odczucie Jego miłości. Od tamtej pory dane mi było przez długi czas odczuwać Jego obecność głównie na Mszy św., zwłaszcza po Komunii św.

Kilka lat później, gdy zaczęłam studia, Msza św. była dla mnie jak napój energetyzujący, który obejmował wszelkie dziedziny mego życia: niezwykle konfliktowe relacje rodzinne, trudne zmagania z czasem nauki, a także relacje przyjaźni, które najbardziej „zawiązywały się” właśnie po wspólnych Mszach św. Polegało to na otwieraniu się na siebie i wspólne problemy, na wsłuchiwaniu się w drugiego człowieka… Dzisiaj, kiedy już od tamtych dni pełnych emocji upłynęło wiele czasu, czuję, że tak naprawdę najbardziej pamiętam i ciepło wspominam tych znajomych i przyjaciół, z którymi wspólnie się modliłam na Eucharystii. Mam wrażenie, że wciąż jesteśmy sobie bliscy, chociaż nie utrzymujemy z sobą specjalnie kontaktów.

Eucharystia była dla mnie – i jest nadal – siłą w akceptowaniu samotności. W ostatnich miesiącach studiów i po ich ukończeniu przeżywałam bardzo trudny okres samotności, może byłam nawet na granicy depresji. Jednak jakimś cudem kurczowo trzymałam się Eucharystii. Wiedziałam, że muszę przyjmować Komunię św., bo ona sprawia, że nie spadam w przepaść otchłani. Trafiłam do grupy modlitewnej. Na jednym ze spotkań usłyszałam od kapłana, że nie trzeba szukać uzdrowienia swego życia na „specjalnych” Mszach, ponieważ w każdej Mszy św. Chrystus zbawia nas tak samo. W każdej Mszy św. Jezus przychodzi; ten sam, z tą samą mocą, z taką samą miłością i miłosierdziem, i to On pragnie nas bardziej niż my Jego, niż tego sami oczekujemy.

Bóg zapragnął, bym na każdej Mszy św. oddawała Mu swe troski, zwłaszcza te, z którymi kompletnie nie wiedziałam, jak sobie radzić, chciał i chce, bym Mu je ofiarowywała, przedstawiała... I muszę przyznać, że to działa!

Pewien kapłan mówił, że ludzie wchodzą do kościoła na Mszę i wychodzą, i nic się w ich życiu nie zmienia, ponieważ niczego TAM nie zostawiają... Zabierają swe troski z powrotem do domu. Tymczasem trzeba je zostawić Bogu, trzeba uwierzyć, że raz przedstawione i wolą oddane, zostają przed Nim na ołtarzu, a Chrystus wkracza w to miejsce naszego życia. Odważyłam się i w taki sposób pozbyłam się uprzedzeń do niektórych osób w pracy, w taki sposób usunięta została złość na sąsiadów, w taki sposób zniknął strach przed życiem pełnym odpowiedzialności za innych, w taki sposób usunięty został ból zadany przez najbliższych.

Słowa Mszy św. zapadały głęboko w serce. W tych chwilach czułam radość i pokój prawdziwie rozlewający się w moim wnętrzu. To były momenty dotykania prawdy o sobie, przebłyski odkrywania ciemnej strony mej duszy, do której zaraz potem przychodziła nadzieja i pewność, że Bóg, Jezus jest i mnie kocha. Każda Eucharystia była nowym przeżyciem. Jeśli była związana z prośbą o umocnienie, wracałam silniejsza, jeśli była dziękczynieniem, wracałam w dobrym humorze gotowa obdarować każdego, kogo spotkam… Piszę w czasie przeszłym, bo w obecnej chwili nie czuję NIC. Nie czuję żadnych „słodkości” czy innych „achów!” i „ochów!”. Pozostała mi łaska wiary i (to chyba najważniejsze) doświadczenie w codzienności owoców z rzadszych już Mszy św. Dziękuję Panu, że mogę uczestniczyć w Eucharystii chociażby w niedziele. Z wdzięcznością wspominam czas codziennych Komunii św., to wielka łaska – ileż spraw czy ludzi można wtedy powierzyć Bogu!

Teraz wiem, że nie jest istotne, czy coś czuję i przeżywam na Mszy, czy nie. Nie jest istotne, czy kapłan mówi ciekawe kazanie, czy nie bardzo. Ważna jest moja na niej obecność. Nie ja jestem najważniejsza i moje wrażenia, lecz Bóg, który mnie zaprasza, by mnie zawsze jakoś obdarować. W końcu Eucharystia to wspólny z Jezusem posiłek. On chce, bym wstała od stołu silniejsza, spokojniejsza, pełna wybaczenia, otwarta na innych, gotowa do służby, czymkolwiek by ona była. A jeśli służymy charyzmatami, to Komunia św. jest niczym ładowarka odpowiedzialna za to, by bateria charyzmatu się nie wyczerpała. Jezus poprzez Komunię św. uzdalnia mnie wciąż na nowo do posługiwania w miłości i wolności.

Dzisiaj wokół nas wszystko podlega reklamie. Dlaczego nie spróbować z tym darem, który oferuje Bóg? I to całkowicie gratis. Gdybym miała na wzór współczesnego świata zareklamować Mszę św., to chyba bym napisała: Wejdź na Eucharystię, gdyż świat bez niej zagraża twojemu życiu i zdrowiu twojej duszy.

 

Przeczytaj także

Papież Franciszek
ks. Bogdan Długosz SJ
ks. Marek Wójtowicz SJ
ks. Bogdan Długosz SJ
MAGIS 2016 team
ks. Stanisław Biel SJ

Warto odwiedzić