Mycha

03 gru 2016
Mikołaj Świerad
 

Światła ulicznych latarni i neonów ślizgają się po mokrym asfalcie i po brukowanej kostką jezdni. Ani grama śniegu. Mijamy tabliczkę „Postój dorożek konnych”, tuż obok tonie w mroku świątynia. Wchodzimy do środka i tak, jak instruowała Mycha, zajmujemy miejsce blisko ołtarza. Mateusz rozgląda się zaciekawiony. – Mamo, chodźcie, proszę. Co stoi na przeszkodzie? – zachęcała kilka dni temu.

I oto jesteśmy. Ja oraz mój syn, i jeszcze jedna koleżanka z pracy, a gdzieś tam, za grubymi murami, moja córka przygotowuje się ze scholą do udziału w roratach. We wrześniu zmieniła szkołę i poprosiła, byśmy pozwolili jej zapisać się do scholi. Teraz zaś zaprosiła nas na tę Mszę.

Nie wiem, dlaczego, ale wyobrażałam sobie, że będzie tu głównie młodzież, tymczasem wśród gęstniejącego potoku ludzi jest też dużo osób starszych i tych w średnim wieku. Czuję się coraz bardziej zaintrygowana.

Ministranci sprawdzają mikrofony, a schola zajmuje miejsca na prawo od ołtarza. Rozpoznajemy Mychę, i Beata posyła mi porozumiewawcze spojrzenie. Mycha – ten szkolny pseudonim przylgnął do Beaty i tak też czasem zwracamy się do niej w domu. Nie podejrzewaliśmy, że uczestnictwo w scholi wyda tak dobre owoce, i tak szybko.

Ostatnio wchodzimy do domu, a dzieciaki krzyczą: – Mamo, tato, uważajcie, nie róbcie przeciągu! Światełko! Mąż patrzy zdumiony. Okazuje się, że Beata przyniosła do domu światełko betlejemskie. Jesteśmy mile zaskoczeni, widząc je płonące w naszym mieszkaniu.

Miałam pewne obawy: bądź co bądź, schola to dodatkowy obowiązek. Jednak o dziwo Mycha z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej zorganizowana. I nie siedzi ciągle z nosem w telefonie.

Zaczyna się nabożeństwo, a jego klimat wywiera na mnie wielkie wrażenie, zapadając w pamięć. Gdy opuszczamy kościół, na zewnątrz jest już jasno. – Wieki nie byłam na roratach – mówi Bożenka, koleżanka z pracy.

Uświadamiam sobie, że to moje pierwsze roraty w tym roku i gdy pomyślę o tym, jak niewiele zostało do Świąt, robi mi się przykro. Ileż razy odkładałam tę wizytę, tłumacząc to obowiązkami. Tymczasem wystarczy po prostu wcześniej się położyć i wcześniej wstać.

– Jutro przyjdziemy tu z tatą – zapowiada Mateusz. Pod wpływem Mychy on także inaczej się zachowuje. Wreszcie zdecydował się wstąpić do harcerstwa. Często, kiedy idziemy ulicą, mówi komuś „cześć” albo „dzień dobry” a potem tłumaczy: to kolega ze scholi od Beaty, a to druh z drużyny.

Nasze dzieci biorą udział w akcjach charytatywnych. Jedna z nich tak spodobała się mężowi, że całe biuro projektowe włączyło się do zbiórki.

Lubię obserwować, jak Mycha podsuwa Mateuszowi różne ciekawostki, jak pomaga mu w odrabianiu zadań domowych. Nas również inspiruje. Ostatnio nastawiła radio w kuchni na inną falę. – Posłuchajcie tego, oni fajnie grają, a wkrótce będzie ciekawa audycja.

Ktoś powie: jajko mądrzejsze od kury. Lecz nie – w niektórych dziedzinach uczeń prześciga mistrza. I nie wiedzieć czemu, przypominam sobie, jak jesienią, po pierwszej lekcji chemii, Beata wróciła do domu, oznajmiając, iż w przyszłości chce zostać chemikiem.

Z bocznej furty wysypują się dzieciaki, po chwili Mycha jest już z nami. Ruszamy w znakomitych humorach, pewni, że przed każdym z nas jest dobry dzień. Spoglądam na nasze pociechy. Choć mają różne talenty i nie zawsze wszystko układa się po mojej myśli, w tej chwili mocniej niż zwykle czuję, jak ogarnia mnie poczucie dumy.

 

Warto odwiedzić