Zapiski Siostry Marii, czyli Szczep Pański

21 paź 2017
Paweł Zawadzki
 

„Szczep Pański” – tak mój Dziadek, Tadeusz Szczepański (1880-1980) czasem interpretował swe nazwisko. Gniazdo rodzinne to mała miejscowość pod Radomiem.

W tutejszym kościele parafialnym figury czterech Apostołów na ambonie, konfesjonały i części ołtarzy powstały w pracowni stolarskiej Jego Ojca, Pawła Szczepańskiego (1851-1932). W wielu starych kościołach „Guberni Radomskiej” znajdują się też rzeźby pradziadka Pawła, który był również lutnikiem, i być może „ostatni wiejscy muzykanci” mieli skrzypce przez niego wykonane.

Jego najstarszy syn, Tadeusz, ukończył Politechnikę w Zurichu i budował wodociągi w Radomiu, Krakowie, Tarnowie, Rzeszowie i w Kaliszu. Cały czas wolny od pracy poświęcał na studiowanie Biblii ks. Wujka, wakacje spędzając w ukochanych Tatrach, zbierając zioła, chodząc po górach – to najpiękniejsze wspomnienia z mego dzieciństwa. Dziadek miał pięć córek i jednego syna, każde z nich miało w ogrodzie swoje drzewo posadzone zaraz po urodzeniu.

Urodzona w 1913 r. Maria Szczepańska, jedna z córek, po konflikcie z dość apodyktyczną matką opuściła dom rodzinny, ukończyła szkołę pielęgniarską we Lwowie i wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo (szarytek).

Ciocię Marysię odwiedziłem w Krakowie, w Domu Pomocy Społecznej im. Helclów, gdzie spędziła większą część swego zakonnego życia. Ogromne gmaszysko, setki nieuleczalnie chorych starców, siostry zakonne krzątające się wokół nich od rana do wieczora. Ciocia Marysia nie mogła mi poświęcić zbyt dużo czasu. Słowo serdeczne, talerz zupy, krzyżyk na czole wyciśnięty kciukiem – były to dla mnie najlepsze rekolekcje, które przywracały mi poczucie pionu, właściwą hierarchię wartości i dawały dystans do problemów tego świata. Nieraz Matka w kłopotach ratowała się listem do Marysi, by pomogła modlitwą

Jesienią 2007 r. Ciocia Marysia zmarła, przeżywszy 94 lata, w tym 72 w klasztorze. Matka Przełożona przekazała rodzinie pamiątki osobiste – trzy zeszyty z notatkami, modlitwami, zapiskami. Dla nas najciekawszy okazał się zeszyt z notatkami z czasów posługi Cioci we lwowskich szpitalach, podczas wojny i okupacji, najpierw niemieckiej, potem rosyjskiej. Moja siostra, Anna, przygotowała je do druku, wydało je wydawnictwo LTW (www.ltw.com.pl) w Łomiankach pod Warszawą.

Czytałem teraz niewielką książeczkę, 17 krótkich rozdziałów opisujących lata, o których Ciocia nigdy nie opowiadała – choć wiedzieliśmy, że w Jej biografii zakonnej był taki okres. Czytałem zdumiony, że osoba tak bliska uczestniczyła w wydarzeniach, awanturach i przygodach, będąc świadkiem i zarazem uczestnikiem tak dramatycznego okresu historii.

Na barbarzyństwo wojny i okupacji odpowiadać czynami miłosierdzia i odwagą wręcz heroiczną; w języku potocznym mówi się czasem: mieć Boga w sercu – a ja czytałem relację osoby poddawanej przez Boga różnym próbom, i stwierdzenie, że Siostra Maria miała prawdziwie Boga w sercu chyba najlepiej opisuje i komentuje postawy i uczynki Cioci Marysi.

Zapiski Siostry Marii nie były zamierzone jako książka, odręczne notatki stały się świadectwem wiary i uczynków, bez których wiara jest martwa. Piszę te słowa jako emeryt, który na starość dokonuje podsumowania (czas miniony pozwala ocenić i odróżnić sprawy najważniejsze od błahostek), przekonany, że jestem dłużnikiem Cioci Marysi. Jej modlitwy i opieka duchowa ocaliły mnie od wielu błędów, zbędnego krążenia w poszukiwaniu odpowiedzi na odwieczne pytanie: jak żyć? Mogę więc udzielić rady – jeśli masz depresję, trudny zakręt w życiu, odwiedź jako wolontariusz dom starców, klasztor szarytek czy sióstr Matki Teresy – a zyskasz odpowiedź na pytania i wątpliwości i dystans do problemów i zgiełku tego świata.

 

Warto odwiedzić