Dwa Serca

13 sty 2019
bp Jan Pietraszko
 

Z dniem wczorajszym weszliśmy w nowy rok pod patronatem Matki Bożej Rodzicielki, i Syna Bożego, który w Niej stał się Synem Człowieczym. Sam tak często nazywał siebie tym imieniem: Syn Człowieczy.

Tym określeniem przyznał się do wspólnoty z nami, z każdym z nas, bo każdy z nas może z najpełniejszą prawdą, bez żadnej przesady powiedzieć do Niego: Tyś Człowiek i jam człowiek. Na razie – tuż po narodzeniu – każdego z nas, nieobecnych w stajence betlejemskiej, reprezentuje Matka, która trzyma Go w ramionach. Ona też może powiedzieć z całą prawdą: jam człowiek i Tyś Człowiek. Jakie to cudowne, że ja Matka, że ja człowiek trzymam w swoich ramionach Ciebie, prawdziwego Boga, który przeze mnie i we mnie, i ze mnie przyoblekł się w ciało i stał się człowiekiem tak jak my, by się uczyć ludzkimi gestami i ludzkimi słowami wyrażać miłość ku każdemu człowiekowi. Od tego momentu mógł się tego nauczyć: jak człowiek człowiekowi może wyrażać najpiękniejszą, najczystszą, najbogatszą i najwspanialszą miłość. Jak każdy z nas, również i On od swojej Matki uczył się gestów i słów miłości, jakimi na wieloraki sposób wypowiada się miłość. Przez Nią, w Niej i od Niej otrzymał Serce. Pierwszy raz w ten dzień Bóg otrzymał od człowieka serce – symbol miłości. Można więc bez przesady powiedzieć, że Ona jest Matką Serca Jezusowego i w jakiś sposób jest Matką wszystkiego, co to Serce Przeżywa i wypowiada w kierunku świata i człowieka.

Jest znamienne, że każde dziecko ma długie miesiące i lata i jest jakby uwięzione pomiędzy sercem matki a własnym sercem.

Te dwa serca wystarczają sobie wzajemnie. Tylko to maleńkie Serce Jezusowe nie jest uwięzione i nie wystarcza Mu Serce Matki. Tej samej nocy, której się narodziło, tej samej godziny woła do siebie kogoś trzeciego, woła do siebie człowieka, jakby oddawało się właśnie człowiekowi, zwykłemu człowiekowi, przywołanemu pasterzowi z galilejskich wzgórz, prostemu, nieuczonemu i na pewno nie świętemu jeszcze, raczej ułomnemu i słabemu grzesznikowi, tak jak my wszyscy.

Jemu właśnie oddaje miejsce najbliższe sobie po Matce, od pierwszych godzin swego pobytu na ziemi. Tak jakby się z tym spieszył. Jeszcze się nie zdołał po świecie rozejrzeć... Jeszcze jest ciemno... Jeszcze nic nie zobaczył ze wspaniałości świata... tak jakby się z tym spieszył, jakby to uważał za najważniejszą sprawę do zrobienia na tym świecie, którą trzeba natychmiast zrobić.

Na tym tle dopiero należałoby umieścić i rozważać słowa Chrystusa Nauczyciela: Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego dał (por. J 3, 16) i kazał mu się tak spieszyć z tą najważniejszą sprawą, z tym przygarnięciem człowieka. Tak bardzo i tak prawdziwie, i tak przekonywająco Bóg umiłował świat, że posłał Syna swego, aby zaświadczył, by dał świadectwo o miłości Ojca do nas ludzi.

Na tym tle można wyznaczyć nasze własne miejsce przy Chrystusie i przy Jego Matce. Na stałe, na całe życie nasze miejsce najwłaściwsze jest pomiędzy dwoma Sercami. Zajmujmy więc to miejsce z całą pokorą i z całą prostotą jako ludzie wezwani, jako ludzie zaproszeni, od dawna, od wieków zaproszeni. Od betlejemskiej nocy narodzenia czekają tam na nas te obydwa Serca.

W tym roku (…) będziemy częściej niż zazwyczaj przychodzić przed Najświętszy Sakrament, będziemy się częściej niż zwykle wpatrywać w tę tajemnicę, by się modlić naszymi nieudolnymi słowami, jak umiemy, ale nie tylko słowami... Również milczeniem. Będziemy przychodzić nie na wielomówstwo, ale również na cichą obecność. Niemowlęta nie mogą mówić i nikt tego od nich nie oczekuje, ale każda matka doskonale czyta swoje dziecko. Może to i tak trzeba, żebyśmy się w czasie tych godzin adoracyjnych nieraz poczuli dziećmi małymi, małymi niemowlętami, żeby sobie sam Pan Bóg poczytał to nasze dziecięctwo, które jest obecne. Wystarczy, że będziemy przed Bogiem naszą obecnością, którą wielcy święci, a więc dorośli ludzie, nazywali modlitwą prostego zapatrzenia.

To jest bardzo wielka modlitwa, bardzo głęboka i bardzo odpowiadająca Bogu, który mówił: Kiedy się będziecie modlić, nie mówcie wiele, bo wie Ojciec niebieski, czego wam potrzeba (por. Mt 6, 7-8). Kiedy człowiek mówi Bogu: przyszedłem do Ciebie, bo tu jest moje miejsce rodzinne, to choćby nic więcej nie powiedział, ale był, to jest to bardzo piękna modlitwa.

Przyszedłem do Ciebie, żeby tu odpocząć, bo jestem zmęczony – choćby nic więcej nie powiedział, a pobył przez kilka czy kilkanaście minut, to będzie to bardzo piękna modlitwa.

Przyszedłem do Ciebie, ażeby uporządkować to, co się we mnie poprzestawiało...

Przyszedłem się zanurzyć w tej ciszy, która Ciebie otacza, bo tak bardzo mam dość tego krzyku i wrzasku męczącego, który do mnie zewsząd dociera...

Przyszedłem po prostu popatrzeć na Ciebie w mojej głębokiej, pokornej wierze...

Dobrze mi jest z Tobą pobyć nic nie mówiąc, a Ty w swojej wszechwiedzy i wszechmocy z tej mojej milczącej obecności wyczytasz wszystko i spełnisz wszystko, co jest potrzebne i konieczne takiemu człowiekowi jak ja.

***

z książki Otwarte Chrystusowe Serce

 

Warto odwiedzić