Ranić i pocieszać Serce (I)
Przedziwne, a może powrót do samych źródeł, a mianowicie kult Najświętszego Serca Pana Jezusa jest u podstaw „nabożeństwem pocieszenia” (i pocieszania)? (DN 151-157).
Bo po ludzku tak trudne jest do pogodzenia, iż można ranić i pocieszać jednocześnie (choć niekoniecznie w tym samym czasie) to samo (S)serce. Zawsze gdzieś obok siebie jak niewidziane pod powierzchnią ziemi korzenie drzew i roślin przeplatają się niezmiennie między sobą. Otóż jest to tajemnica nie-do-oddzielenia i nie-wykluczające-się doświadczenia. Są wzajemne - dwa nurty w jednym ciele.
Takie pytanie zadaje papież Franciszek w rozważanej encyklice Dilexit nos. Rana boku Zmartwychwstałego, w którą się wpatrujemy, pozostaje otwarta, a więc wypływa z niej żywa woda. W wizerunkach Najświętszego Serca ta rana zadana włócznią oraz rany od korony cierniowej są uwypuklone i nierozerwalnie związane z tym nabożeństwem. Oto kontemplujemy miłość Jezusa, który był zdolny oddać siebie aż do końca. Serce Zmartwychwstałego nie pozbywa się „znaków całkowitego oddania się”. Patrzymy i widzimy także „ogromne cierpienie za nas”. A zatem jest naturalnym, normalnym i jakże ludzkim odruchem, by odpowiedzieć nie tylko na tę wielką miłość, ale także na ból, który Chrystus zgodził się znieść ze względu na tę miłość.
I to nie tylko „wewnątrz”, w duszy, uzewnętrznia się to pragnienie w „wewnętrznym pragnieniu niesienia Mu pociechy”. To jest podstawowy rys nabożeństwa Serca Bożego: pragnienie, które często pojawia się w sercu kochającego wierzącego, gdy kontempluje on tajemnicę Męki Chrystusa i doświadcza jej jako tajemnicy, o której nie tylko pamięta, ale która, dzięki łasce, staje się obecna, a raczej prowadzi nas do mistycznej obecności w tym odkupieńczym momencie. Pada retoryczne pytanie: Jeśli Umiłowany jest najważniejszy, jak zatem możemy nie chcieć Go pocieszać?
Uznajemy, że tajemnica Odkupienia przez Mękę Chrystusa, dzięki łasce Bożej, przekracza wszelkie ramy czasu i przestrzeni. Skoro wtedy na Krzyżu były też nasze grzechy, to w ten sam sposób nasze czyny ofiarowane dzisiaj dla pocieszenia Go, przekraczając czasy, dotarły do Jego zranionego Serca. Działa „w czasie” i jest „poza czasem”. Bóg wie(dział), co będę podejmował dziś… już wiedział…
Pan Jezus, Jego Serce, smutne były z powodu „przyszłych grzechów”, lecz bez wątpienia nie mniejszej On doznał pociechy, przewidując już wtedy i nasze zadośćuczynienie. Pamiętamy, że w Ogrójcu ukazał Mu się anioł z nieba (Łk 22, 43), by pocieszyć Serce Jego, umęczone odrazą i obawą. Podobnie i nasze kroki, podejmowane by pocieszać Najświętsze Serce, które niewdzięczni ludzie bez ustanku grzechami ranią.
I patrzymy na racje serca. Sensus fidelium wyczuwa, że jest tu coś tajemniczego, co wykracza poza naszą ludzką logikę, i że Męka Chrystusa nie jest zwykłym faktem z przeszłości: możemy w niej uczestniczyć przez wiarę. To ofiarowanie się Chrystusa na krzyżu jest czymś więcej niż zwykłym wspomnieniem. To mocne przekonanie, że jest realne, prawdziwe i rzeczywiste – a do tego dochodzi świadomość własnego grzechu, który On poniósł na swoich zranionych ramionach, i naszej nieudolności wobec tak wielkiej miłości, która zawsze nieskończenie nas przewyższa. I nie jest to przygniatające! Trochę przez podobieństwo nie wyrywajmy „kąkolu”, by razem z nim nie wyrwać też „pszenicy”.