Wzór zakorzenienia w Bogu - 28 XII 2025

28 gru 2025
ks. Robert Więcek SJ
 

Niedziela Świętej Rodziny;
Ewangelia według św. Mateusza 2, 13-15.19-23

Czemu Dziecię jest tak nielubiane przez świat? Czemu jest traktowane jako zagrożenie, które należy usunąć?

Zabijając Dziecię, zabija się przyszłość! To nie dobra materialne czy innego rodzaju, a dzieci są przyszłością. Skąd wymysł, że narodziny dzieci są zagrożeniem dla klimatu? Walczy się o prawa lasu, a milczy się o prawach dziecka? Jak to jest? Czy znajdujemy odpowiedź na pytanie o źródło nienawiści do tego co dziecięce?

Bo dziecko pyta, wierci dziurę w brzuchu, bruździ i brudzi… Przeszkadza, nie daje odpocząć, bo marudzi… Bo trzeba się nim zająć, trzeba zainwestować – ile to kosztuje? Wydaje się być nieznośne, a chce być noszone. A poczyna się samo? Prosi się na świat? Traktowane jest jak nieproszony gość. Pytam raz jeszcze: a prosiło się?

A potem, w ramach poczucia winy, dziecko staje się bożkiem dla rodziców lub niewolnikiem rodziców, którzy chcą je zrobić na swój obraz i podobieństwo i spełnić w nim swoje ukryte i niezrealizowane marzenia czy pragnienia… Dziecko nie ma żadnych praw!

Skąd takie spojrzenie na dziecko? Trochę przejaskrawiłem. Jednakże kiedy jesteśmy zalewani potopem takich stwierdzeń, informacji itp., to w końcu pęknie tama obronna – już zaczyna pękać. Dziecko samo sobie nie poradzi. Jest za małe. Bezradne. Bezbronne. Nawet do końca nie wie, co się wokół niego dzieje, bo to nie te poziomy percepcji. Ono potrzebuje opieki. Kiedy płacze dziecko? Z bólu. Ze strachu. Z braku poczucia bezpieczeństwa. Wyczuwa ten brak na kilometry. Dlatego zadaję sobie pytania: gdzie są rodzice? Gdzie są mamy? Gdzie są ojcowie? Wszak to od nich się zaczyna – poczyna. To oni są najważniejsi w systemie obronnym.

Wzór Świętej Rodziny wydaje się nie do naśladowania, nie do pojęcia: antyświatowy, antysystemowy, niewspółczesny, staroświecki, zacofany. Józef taki za bardzo religijny. Słucha Boga z uwagą. Taki jakiś niedorobiony. Tymczasem jest wzorem podjęcia obrony swej Rodziny. Ona jest w centrum jego uwagi. Nie na zasadzie dodatkowych etatów pracy, ale na zasadzie obecności i wzięcia w swoje ręce jej losu. To nie jest ucieczka, a oddalanie się z mądrością. Staje w prawdzie – trzyma się wartości wszczepionych i zakorzenionych.

Maryja taka za cicha, nic nie mówi, „poddaje się” woli męża. Nie przeciwstawia się nocnemu budzeniu, wstawaniu. Nie pyta o powody. Może Józef nie chce Jej martwić czy zasmucać. Raz już wziął Ją do siebie, a wcale nie musiał. I teraz bierze Dziecię i Ją i prowadzi. Maryja znając Józefa, idzie z nim i za nim. Wierzy, że to Bóg go Jej dał. Przy Józefie ma poczucie bezpieczeństwa.

Z tego rodzi się wspólne podejmowanie drogi, czasami trudnej, bo trzeba uchodzić do Egiptu. Drogi, która kończy się dopiero wraz ze śmiercią, bo nie mieli w Egipcie stałego zamieszkania. W odpowiedniej chwili, zgodnie z wolą Bożą po raz kolejny objawioną we śnie, bierze Dziecię i Jego Matkę i idzie do ziemi Izraela. Z domu niewoli do ziemi obiecanej. To Bóg troszczy się o nich, a oni nie odrzucając tej troski. Czy są bezwolni? Żadną miarą. Myślą, reflektują – skoro syn Heroda, to lepiej nie ryzykować, toż to wchodzenie w paszczę lwa. Myśli o domu rodzinnym Maryi, gdzie wszystko się zaczęło – poczęło, i po „konsultacji” z Najwyższym tam się udają. Bo tak spełniło się słowo Proroków: Nazwany będzie Nazarejczykiem.

 

Warto odwiedzić