Błogosławiony ks. Jan  Franciszek Macha

31 sty 2022
ks. Marek Wójtowicz SJ
 

Męczennik z miłości do pokrzywdzonych. 
20 listopada 2021 roku w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach odbyła się beatyfikacja ks. Jana Machy (1914-1942), męczennika ze Śląska.

Janek przyszedł na świat 18 stycznia 1914 roku w Chorzowie Starym jako syn Pawła i Anny z domu Cofałka. Jego rodzina była bardzo pobożna i mocno związana z Kościołem. Po ukończeniu szkoły powszechnej uczęszczał do Gimnazjum Klasycznego im. Odrowążów w Królewskiej Hucie (dzisiejszy Chorzów). W tym czasie był członkiem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Lubiany przez kolegów, zawsze pogodny duchem, gotowy był pomagać innym. Był bardzo wrażliwy na potrzebujących i biednych i zatroskany o dobro społeczne. Przy tym lubił uprawiać sport, grał w piłkę ręczną. Kochał muzykę, uczył się gry na skrzypcach.

 

W drodze do kapłaństwa

Po zdaniu matury w 1933 roku pragnął wstąpić do Seminarium Śląskiego w Krakowie, ale nie został przyjęty z powodu ograniczonej liczby miejsc, było wtedy zbyt wielu kandydatów. Rozpoczął więc studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jednak pragnienie, by zostać księdzem, pozostało i gdy ponowił następnego roku prośbę o przyjęcie do seminarium, został przyjęty. Cieszył się pobytem w Krakowie, mieście nasyconym polską historią, którą poznawał w szkole. W trakcie formacji seminaryjnej jako kleryk udzielał się w „Pomocy Bratniej” oraz w Akcji Katolickiej. Był bardzo sumienny i pracowity, a przy tym troszczył się o pogłębione życie modlitwy. Święcenia kapłańskie otrzymał 25 czerwca 1939 roku w kościele Świętych Piotra i Pawła w Katowicach z rąk biskupa Stanisława Adamskiego. Swoją Mszę św. prymicyjną odprawił 27 czerwca w kościele pw. św. Magdaleny w Chorzowie Starym. Ubierając ornat w zakrystii, powiedział do swojej mamy, że on śmiercią naturalną nie umrze. Zdumiało to jego mamę i zasmuciło, ale Janek stwierdził, że w tak uroczystym dniu musiał wyjawić to głębokie przeczucie. Na obrazku prymicyjnym umieścił napis: Pan mój i Bóg mój - te same słowa, które wypowiedział Apostoł Tomasz, gdy ujrzał zmartwychwstałego Jezusa.

Pomoc charytatywna

Swoją pracę kapłańską ks. Jan Macha rozpoczął 10 września 1939 roku w kościele pw. św. Józefa w Rudzie Śląskiej. Podczas kolędy w okresie Bożego Narodzenia odkrył ogromną biedę w wielu polskich rodzinach powstańców śląskich. Wielu ojców rodzin zostało zaaresztowanych lub wywiezionych do obozów koncentracyjnych, inni zostali zabici przez Niemców. Postanowił więc zorganizować pomoc dla ubogich rodzin. Wokół niego skupiła się grupa harcerzy, z którymi przyjaźnił się w minione lata, oraz uczniowie gimnazjum im. Kościuszki w Rudzie Śląskiej. To oni stanowili trzon podziemnej organizacji pod nazwą „Konwalia”, która obejmowała swoją działalnością około czterech tysięcy osób. Ksiądz Jan wydawał konspiracyjną gazetę „Świt”, w której wzywano Polaków do wzajemnej pomocy. Pisał w niej: Siła woli to wielka potęga, lecz wtedy tylko, gdy jej towarzyszy miłość. Nie chcę się rozwodzić nad miłością bliźniego, gdyż to ksiądz z ambony wygłasza po tysiąc i więcej razy, ale warto coś niecoś przypomnieć (…). Popatrzmy jednak pod biedne strzechy tych rodzin, które straciły ojca lub syna, żywiciela rodziny na wojnie w obronie kochanej Ojczyzny lub obecnie gnije w Dachau albo innym więzieniu. Tym, kochani rodacy, należy nam się spłacić dług wdzięczności. A na innym miejscu przekonywał: Nie wolno nam zostawić tej sprawy normalnemu biegowi i przymknąć oczy. To bracia, to matki, które dały dzieci Ojczyźnie za świętą sprawę. To rodziny najlepszych synów Ojczyzny, którzy dla ogólnego dobra nie wahali się dać życia lub wolności. Dlatego cześć ich pamięci, a pomoc rodzinom.

 

Aresztowanie i męczeńska śmierć

Wkrótce jego charytatywną działalnością zainteresowało się Gestapo, był śledzony i namawiany, by porzucił swoją konspiracyjną działalność. Został aresztowany 5 września 1941 roku i osadzony w więzieniu w Mysłowicach, w którym był bity i katowany. Przesłuchujący go drwili z religii i z Boga, on się jednak nie załamał, podtrzymywał innych na duchu, modlił się i prosił Boga o wybaczenie prześladowcom. Wiemy to z grypsów pisanych przez zaaresztowanego również kleryka Joachima Gürtlera, który pomagał ks. Janowi. Ksiądz Macha po skazaniu na karę śmierci 17 lipca 1942 roku za rzekomą działalność przeciwko III Rzeszy, osadzony został w więzieniu w Katowicach. W jednym z listów napisał, że rozprawa odbędzie się w piątek, a więc w dzień poświęcony Sercu Jezusowemu, które w moim życiu tak często mi pomagało, tak teraz też mi pomoże. (…) Kochany Zbawca wie, że ja w dobrej wierze pracowałem i pomagałem. Zginął śmiercią męczeńską na gilotynie w nocy z 2 na 3 grudnia 1942 roku. Na wykonanie wyroku czekał cztery miesiące. Jego ciała nie wydano rodzinie, zostało spalone w oświęcimskim krematorium. W pożegnalnym liście na cztery godziny przed swoją śmiercią prosił, by rodzina urządziła na cmentarzu cichy zakątek, żeby od czasu do czasu ktoś o mnie wspomniał i zmówił za mnie „Ojcze nasz”. Z inicjatywy jego kolegów, w październiku 1951 roku powstał symboliczny grób ks. Jana Machy na starym cmentarzu parafii św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym.

 

Duchowe owoce męczeństwa

Kardynał Marcello Semeraro, Prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, podczas Mszy św. beatyfikacyjnej nawiązał do czasów, w jakich ks. Janowi przyszło sprawować posługę kapłańską i zwrócił uwagę na jego niezwykłą pokorę, mimo rozmachu podejmowanych działań: Na krótko przed wykonaniem kary śmierci napisał: „Za 4 godziny wyrok będzie wykonany. Kiedy więc ten list będziecie czytać, mnie nie będzie już między żyjącymi! Zostańcie z Bogiem! Przebaczcie mi wszystko! (…) Żyłem krótko, lecz uważam, że cel swój osiągnąłem. Nie rozpaczajcie! Wszystko będzie dobrze. Bez jednego drzewa las lasem zostanie”. W tych swoich słowach zostawia nam najważniejszą lekcję. Składa świadectwo, że każdy na tej ziemi został stworzony do wypełnienia swojej misji. Określa dobro jako coś większego niż interes jednostki: dążenie do szczęścia jest o tyle autentyczne, o ile przyczynia się do obrony sprawiedliwości, w służbie dobru wspólnemu, dzieleniu się, przyjmowaniu, szacunku, trosce o potrzeby innych. Na koniec zachęca nas do pozostania z Panem, do szukania Go w modlitwie i dialogu wewnętrznym i do uwielbiania Go świętym życiem. Przez ten obraz lasu, z którego usunięto jedno z drzew, jeszcze lepiej rozumiemy Ewangelię: ziarno, które wpadło w ziemię, obumarło, ale może, a nawet musi, nadal przynosić w nas obfite owoce. Jan Franciszek Macha, nowy Błogosławiony, niczym drzewo ścięte w młodym wieku, położył podwaliny pod budowę stabilnego domu dla przyszłych pokoleń, którym przekazuje, życiem przypieczętowanym własną krwią, jasne przesłanie: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.

 

Warto odwiedzić