Cierpliwe Serce Jezusa

18 paź 2020
ks. Jozef Búda
 

Kiedy święty Paweł w Liście do Koryntian (rozdział 13) wylicza przymioty miłości, umieszcza wśród nich  przymiot cierpliwości. Ujmuje to i w innych pokrewnych słowach: Miłość potrafi wszystko znieść, wszystko przecierpi.  Im mniej doskonała jest osoba miłowana, tym bardziej jej miłowanie wymaga cierpliwości. Natomiast osoby boskie, miłujące się nawzajem nieskończoną miłością, nie muszą być cierpliwe w tej miłości, bo są doskonałe.  Jezus umiłował nas. Ale czy istnieją stworzenia niedoskonalsze od nas ludzi? Owszem, stworzenia nierozumne mają swoje niedoskonałości, ale nie są za nie odpowiedzialne, bo działają instynktownie, nieświadomie. Dlaczego mielibyśmy zachowywać się niecierpliwie wobec istot, które nie ponoszą odpowiedzialności za swoje czyny? My natomiast wiemy, co czynimy, mimo to tyle w nas niedoskonałości, uchybień, a nawet grzechów. Rozum zaś, który powinien hamować naszą grzeszność, często ją wzmacnia i powiększa. Tylko mający rozum człowiek może zgrzeszyć, także wbrew prawom natury, i faktycznie, jak wiemy, często to czyni. Tylko człowiek grzeszy obżarstwem i pijaństwem, tylko człowiek może sam siebie zbeszcześcić, tylko człowiek targa się na swoje życie. Jak cierpliwa musi być ta miłość, której przychodzi to wszystko ścierpieć w człowieku! Na szczęście, Serce Jezusowe jest cierpliwe i wielkiego miłosierdzia.

Kto posługuje się nadłamaną laską trzcinową, ten może na tym źle wyjść, bo jeśli się na niej oprze, trzcina się dołamie, on przewróci się na ziemię, a złamana ostra część może go zranić w rękę. Lepiej więc byłoby taką nadłamaną laskę dołamać. Człowiek świadomy tego, co mu grozi, nie naraża się bez powodu na niebezpieczeństwo. Gdy komuś dogasa lampka, knotek dymi, a w powietrzu unosi się nieprzyjemny swąd i niezdrowy dym, nie ma na co czekać. Lepiej zgasić, dolać paliwa, a jeśli trzeba, wstawić nowy knot i – po kłopocie. Dawniej na polach bitew zwycięzcy, którzy przeżyli, nie wynosili z pobojowiska rannych żołnierzy należących do wrogiej armii, ale do takich, którzy dawali jeszcze znaki życia, strzelali lub wbijali im sztylet w serce. Nazywano to strzałem lub ciosem „z miłości”, a sztylet nosił nazwę „mizerykordia” (miłosierdzie). Można wątpić, czy to zachowanie było faktycznie przejawem miłości. Na pewno niektórzy z rannych, po jakimś czasie przyszliby do siebie, zwlekliby się sami z pobojowiska i tak ocaliliby swoje życie. U wielu z nich opatrzono by rany, podano by im lekarstwa, a dzięki temu pozostaliby przy życiu. Ale tamtym ludziom łatwiej było okazywać „miłość” przez dobicie umierających.

O Panu Jezusie prorok Izajasz tak pisał: Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku (Iz 42, 3). Ojciec posłał Go nie po to, aby dobijał rannych, choć na ziemi leżało mnóstwo nie tylko rannych na duszy i ciele, ale też duchowo martwych. Posłał Go, by wspomagał dusze chore i wskrzeszał dusze umarłe. Ja Pan – ciągnie dalej Izajasz – powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem Cię przymierzem  dla ludzi, światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności (Iz 42, 6-7). Święty Mateusz przytacza słowa proroka: Nie dołamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku (Mt 12, 20-21). A tymczasem te tlące się, dogasające knotki zatruwały Jezusowi powietrze nieprzyjemnym dymem, a nadłamane trzciny zadały Mu niejedną ranę. Najprościej by było pozbawić życia  takich, którzy sami nie chcieli żyć, czyli dogasić, dołamać, dobić „z miłości”. Przecież dana Mu została wszelka władza na niebie i na ziemi. Ale Jego Serce jest cierpliwe, wyrozumiałe...

Cóż by to był za bałagan, jak straszliwa by to była jatka, gdyby Jezus postępował z nami tak, jak ów właściciel z przypowieści o niepłodnym drzewie figowym. Ono było tylko niepłodne, nie szkodziło nikomu, nie było trujące (jak grzesznik), a przecież gospodarz poleca ogrodnikowi: Wytnij je, po co jeszcze ziemię wyjaławia. Panie – mówi ogrodnik – poczekaj jeszcze rok, może wyda owoc (Łk 13, 8-9). Gospodarz więc czekał. Jezus czeka i czeka. Jak długo? Rok?

Wybrał Dwunastu. Na pewno wśród Izraelitów mógł znaleźć wielu lepszych niż ci. Ale On chciał właśnie z nich wyrzeźbić pomniki, które zadziwią świat. Ciężka to była praca! Jakże często spierali się oni o to, który z nich jest pierwszy. Każdy chciał znaleźć się, jeśli nie przed Panem, to przynajmniej zaraz za Nim. Jezus musiał postawić przed nimi małe dziecko i upomnieć ich:  Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim (Mt 18, 3-4). Naprawdę trzeba było mieć przy nich wiele cierpliwości. Mógł oczywiście całą tę gromadę swoich uczniów rozpuścić i wybrać sobie na apostołów lepszych, zdolniejszych  i bardziej uległych. I nie myślmy sobie, że Mu się wszystko udało, choć cierpliwie i z pobłażliwością czekał, pouczał i wychowywał ich, nie rok, ale trzy lata. Jeszcze w ostatnim dniu, podczas ostatniej wieczerzy znów doszło między nimi do sporu. Każdy chciał być pierwszy, mimo świadomości, że ich Mistrz  zajmuje między nimi ostatnie miejsce, posługując wszystkim. Niedługo potem w ogrodzie oliwnym trzy razy zastaje ich śpiących, chociaż ich tak bardzo prosił: Zostańcie tu i czuwajcie ze Mną! (Mt 26, 38). Jakże wielka to cierpliwość! W końcu musiał potrząsnąć nimi: Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca (Mt 26, 46).

Pan czekał. Ile? Rok? Nie wiemy, jak długo czekał na kobietę znaną w mieście z życia grzesznego, ale musiało to trwać może nawet kilka lat, aż wreszcie się doczekał i mógł o niej powiedzieć: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała (Łk 7, 47).  Ile lat czekał na Szawła? Ilu chrześcijan miał na sumieniu ten nadzwyczaj gorliwy, młody faryzeusz?  W końcu Pan go upomniał: Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz? (Dz 9, 4). Potem już sam Paweł będzie przez kilka lat prześladowany, a w końcu zamęczony przez nieprzyjaciół Chrystusa. A św. Augustyn? Był już dorosłym mężczyzną, kiedy wreszcie zszedł z drogi zła. Sam się przyznaje, że od dziecięcych lat był złośliwy. Tantillus puer et tantus peccator Tak malutki chłopiec, a tak wielki grzesznik – pisze o sobie w Wyznaniach.  Ale Zbawiciel cierpliwie czekał na niego, i doczekał się.

Nie potrzeba jednak sięgać po przykłady z dawnych czasów. Pan i dzisiaj musi być bardzo cierpliwy. Czy dzisiaj nie ma gasnących knotków, które łatwo zgasić? Czy nie ma nadłamanych trzcin, które bez trudu można dołamać? Czy nie ma ludzi duchowo martwych, zarażających świat? Oto mały przykład: Jakieś 10 lat temu w miejscu pracy usłyszałem, jak młody człowiek, ojciec rodziny, w złości obraża Najświętszą Maryję Pannę. I to tak strasznie, że poczułem jakby fizyczny ból i zdrętwiałem. Patrzę, czy ten człowiek jeszcze żyje, czy go Pan Jezus na miejscu nie pokarał. Bo człowieka najbardziej boli, gdy ktoś obraża jego matkę. Ale Pan jest cierpliwy. Jeśliby trzeba było w ogóle tę Przenajświętszą Pannę pocieszyć po tak ciężkiej zniewadze, to chyba użyłby On takich słów: Bądź cierpliwa, Matko, bo to Twój syn. On nie wie, co czyni.

Pan Jezus codziennie, o każdej godzinie musi być ofiarą i świadkiem strasznych obelg, które godzą w Niego, w Jego dziewiczą Matkę, w Jego Ojca niebieskiego. Ale Jego Serce jest cierpliwe. W iluż kościołach jest opuszczony? W ilu tabernakulach przez cały tydzień pozostawiony samemu sobie? Ileż to razy Go znieważono, podeptano, przyjęto świętokradczo w sakramencie miłości?

W księdze Izajasza proroka mówi Bóg: Codziennie wyciągałem ręce do ludu buntowniczego i niesfornego (Iz 65, 2). A Zbawiciel mógłby wołać: Wyciągam ręce do ludu buntowniczego nie cały dzień, nie rok, lecz przez stulecia, a nawet przez dwa tysiąclecia. Ale Jego Serce jest cierpliwe. Jego cierpliwość nie jest bezczynna. On sam wyczekuje grzesznika i wychodzi mu naprzeciw. W pięknych przypowieściach o miłosierdziu opisuje sam siebie. Jest On dobrym pasterzem, który opuszcza 99 sprawiedliwych, a szuka jednej zgubionej owieczki. On jest ojcem marnotrawnego syna, wybiegającym ku swemu synowi, gdy go zobaczył z daleka. Po czym mógł poznać, że to ten syn się zbliża? Bo codziennie wychodził mu naprzeciw i wyczekiwał jego powrotu. Jezus jest miłosiernym Samarytaninem, który nie omija rannego, ale opiekuje się nim i leczy go. On jest tak miłosierny, że wykorzysta  wszelkie możliwości, byleby grzesznikowi umożliwić nawrócenie.

Święty Alfons Liguori w Wysławianiach Maryi opisuje losy zakonnicy, która w klasztorze pełniła funkcję furtianki. Ale klasztor jej się znudził, obrzydła jej furta i klucze do niej; obrzydło jej całe życie zakonne ze wszystkim, co się z nim wiązało. Zatęskniła za życiem świeckim. Niedaleko klasztoru, za bramą, przy drodze stała wysoka figura Najświętszej Maryi Panny. Pewnego dnia zakonnica wzięła klucze od furty, położyła je u stóp Najświętszej Maryi Panny i powiedziała: Sama się tym zajmij! Wróciła do życia w świecie. Trwało to bardzo długo. W końcu obmierzł jej świat. Po latach, a może dziesiątkach lat wróciła, rozbita duchowo do klasztoru. Gdy się tu zgłosiła, wszyscy się dziwili, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. Przecież widzieliśmy cię – powiadali – codziennie. Przez całe te długie lata wzorowo pełniłaś funkcję furtianki! Biedna, ale już skruszona dusza zrozumiała wtedy, co się stało, i wyznała: Gdym wracała do życia w świecie, położyłam klucze od furty pod stopami Matki Bożej i powiedziałam Jej: Sama się tym zajmij!. A łaskawa Matka przez te długie lata nie brzydziła się, by brać na siebie moją grzeszną postać i pełnić za mnie moją posługę. Dlatego ta służba była taka wzorowa. Ktoś powie pewnie: To tylko fantazja! Być może. Ale akcent w tym opowiadaniu pada nie tyle na jego autentyczność, lecz na tę prawdę, że Pan przez wiele lat czeka na zbłąkane dusze, a Jego miłosierna Matka zakrywa swym miłosiernym płaszczem ich winy, aby ten świat nie odnosił się zbyt szorstko do marnotrawnej duszy, która wraca do domu, bo i Jezus cierpliwie na to czeka, na ten powrót.

ks. Jozef Búda
Ze słowackiego oryginału książki Ohnisko làsky przełożył ks. Stanisław Ziemiański SJ

 

Przeczytaj także

ks. Marek Wójtowicz SJ
Gabriel-Maria Fulconis
ks. Aloysius Pieris SJ
ks. Stanisław Groń SJ
ks. Stanisław Groń SJ

Warto odwiedzić