Zawodowcy z bezpieki

28 paź 2015
Filip Musiał
 

Komunistyczny aparat represji był sprawną maszyną, której celem było spacyfikowanie społeczeństwa. Powiedzieć, że był narzędziem partii komunistycznej, to za mało.

Nie była to zwykła policja polityczna totalitarnego państwa. Funkcjonariusze cywilnych i wojskowych tajnych służb „ludowej” Polski byli strażnikami spoistości sowieckiego imperium. Dbali o sowiecki interes imperialny, uderzając w polski interes narodowy. Przez blisko pół wieku byli odpowiedzialni za to, by Polacy nie byli zdolni do zrywu niepodległościowego.

 

Sieć zniewolenia

Bezpieka cywilna i wojskowa oplatały „ludową” Polskę gęstą siecią kontrolną. Kilkadziesiąt tysięcy kadrowych funkcjonariuszy i znacznie ponad 100 tys. konfidentów czuwało, aby nie mogła odrodzić się niepodległa Rzeczpospolita. Byli mieczem i tarczą Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ale musieli się także cieszyć zaufaniem Kremla. Ścieżka kariery w bezpiece była uzależniona od Sowietów. Do 1956 roku kontrolowali oni polskie bezpieczniackie kadry bezpośrednio – sami przebrani w polskie mundury. Później kontrolowali ją pośrednio – przez ambasadę w Warszawie, by od lat 70. wprowadzić zasadę, że każdy funkcjonariusz, który chce awansować na stanowisko kierownicze, musi przejść przeszkolenie przez sowieckie służby. Niewątpliwie część ze szkolonych w Sowietach bezpieczniaków z „ludowej” Polski była werbowana przez sowieckich pryncypałów, stając się nie tylko źródłem informacji, ale także kanałem wpływu.

Bezpieka działała w sposób zdecydowany i brutalny. Starała się kontrolować wszystkie sfery życia: polityczną, gospodarczą, kulturalną, naukową… Realizując swe zadania, nie przebierała w środkach, wymyślne tortury stosowane w czasie śledztw na początku PRL zostały zastąpione zwykłym biciem bądź nasyłaniem kryminalistów na więzionych opozycjonistów w latach 70. i 80. By niszczyć środowiska demokratyczne i niepodległościowe, funkcjonariusze bezpieki nie wahali się posuwać do manipulacji, pobić, a nawet morderstw politycznych – dokonywanych jeszcze w latach 80.

 

Operacja „specjaliści”

Choć przez niemal pół wieku byli narzędziem zniewalania Polaków, podczas zmian politycznych 1989 roku bezpieczniacy przeprowadzili skuteczną operację, w wyniku której część z nich prezentowała się jako niezastąpieni fachowcy. W pierwszej fazie starali się zniszczyć dowody swej przestępczej – nawet w świetle prawa PRL – działalności. Przystąpili więc do masowego mielenia i palenia dokumentów operacyjnych, przede wszystkim spraw prowadzonych przeciwko działaczom opozycyjnym i osobom duchownym w latach 80. Równolegle starali się zniszczyć lub „sprywatyzować” dokumentację dotyczącą agentury – zwłaszcza tej, która była czynna w latach 80. Było o czym myśleć, według szacunków samej Służby Bezpieczeństwa czynna sieć agenturalna liczyła u schyłku lat 80. blisko 100 tys. osób. Podobną operację przeprowadzano w służbach wojskowych. Akcje rozpoczęto już latem 1989 roku. Niszczenie archiwaliów trwało do końca 1990 roku. Równolegle część akt – najczęściej w formie zmikrofilmowanej – została wyniesiona i ukryta przez niektórych funkcjonariuszy, stanowiąc ich polisę bezpieczeństwa na przyszłość.

 

W nowych służbach

Część funkcjonariuszy tajnych służb w III RP znalazła spokojną przystań w biznesie, lokując się w sektorze bankowym, paliwowym, w instytucjach finansowych, centralach handlu zagranicznego czy niemal monopolizując początkowo usługi związane z ochroną osób i mienia. Wiele imperiów finansowych III RP budowanych było na przełomie lat 80. I 90. przez ludzi komunistycznych służb i ich agenturę.

Inni funkcjonariusze pozostali jednak w branży. Choć formalnie 25 lat temu bezpieka cywilna poddana została procedurze weryfikacyjnej, często przypominała ona farsę. Liczni esbecy negatywnie weryfikowani na poziomie komisji wojewódzkich byli następnie przywracani do służby przez centralną komisję. Gdy powstawał Urząd Ochrony Państwa, wiele, a zapewne większość jego delegatur rekrutowała się w przeważającej części z kadr poesbeckich. Jeszcze gorzej przedstawiała się sytuacja w służbach wojskowych, których weryfikacji w ogóle nie poddano. Dopiero w 1991 roku komunistyczna Wojskowa Służba Wewnętrzna i II Oddział Sztabu Generalnego zostały przeformowane w Wojskowe Służby Informacyjne – bez żadnej procedury „odsiewu” skompromitowanych funkcjonariuszy z lat PRL. Dlatego nawet Aleksander Kwaśniewski – aparatczyk komunistyczny, a później prezydent III RP – w nagranej w 2013 roku w restauracji „Sowa i Przyjaciele” rozmowie wymienia tajne służby jako jedną z trzech najbardziej zdemoralizowanych instytucji III RP, podsumowując: kupią, sprzedadzą, zdradzą, zniszczą.

Po roku 1989 esbecy i ich koledzy ze służb wojskowych, zwłaszcza z pionu wywiadu, przekonywali nas o swym profesjonalizmie. Niektórzy z nich stali się zresztą medialnymi gwiazdami – co znamienne zawsze twierdzącymi, że zajmowali się wywiadem gospodarczym albo wojskowym, zapominając, że przede wszystkim inwigilowali polskie uchodźstwo i środowiska polonijne. Nawyki esbeckie przeniesione do służb wolnej Polski infekowały kolejne pokolenia oficerów tajnych służb; wydaje się, że tylko nieliczni potrafili się im oprzeć. Sprawa tzw. szafy Lesiaka czy raport z weryfikacji zlikwidowanych w 2006 roku WSI dobitnie świadczy o kondycji specsłużb III RP. Dlatego 25 lat po likwidacji SB zasadne wydaje się pytanie, czy bez głębokiej rewolucji kadrowej możemy mieć nadzieję, że będą one działały zgodnie ze standardami rozwiniętych państw demokratycznych. Kto przekaże te standardy młodym oficerom? Wychowankowie szkolonych w Moskwie byłych esbeków?

 

Warto odwiedzić