Rekolekcje last minute na Wielki Tydzień

04 kwi 2023
ks. Robert Więcek SJ
 

Woń życia czy śmierci?

Tekst Ewangelii: J 12, 1-11

Kto przychodzi i jak działa? (Iz 42, 1-7)

Przychodzi ktoś wielki (wszak Wielki Tydzień przeżywamy). Podejmuje wielkie sprawy do załatwienia, o których nie myślimy często, bo... nie ma czasu. Przynosi wielkie orędzie Boże, którego za bardzo nie słuchamy, bo... czym innym się zajmujemy. Co musi się wydarzyć, aby nami wstrząsnąć? Aby poruszyć serca? Byśmy zatrzymali się na chwilę i zreflektowali?

Ojciec posyła Syna. Kocha Go bezgranicznie. Jest złączony z Nim miłością nieskończoną. To Miłość jest życiem Ojca i Syna. Ojciec i Syn jest Miłością. Posyła Wybranego, w którym ma upodobanie. Obdarowuje Go we wszystko. To Miłość sprawiła wszystko! Powołała, ujęła za rękę, ukształtowała i ustanowiła Syna jedynym Pośrednikiem. Czy docierają do nas tego rodzaju określenia? Czy też uważamy je za górnolotne czy niezrozumiałe?

Jednak sposób działania Syna Bożego po ludzku wcale nie jest wielki. Podskórnie niekiedy wstydzimy się, że taki właśnie on jest. Bo oto słyszymy: Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku. (…) Nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego pouczenia wyczekują wyspy. Tak trudno zgodzić się nam na to!

Zgódź się…

Uczniowie też nie zgadzają się na zapowiedź Męki i Śmierci. Zapewne każdy z nas bez wahania przyjąłby zapowiedź, że ustanowiony Syn jest przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów. Przyjąłby i poddał się temu, że Syn otworzy oczy niewidomym, z zamknięcia wypuści jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności. Ciągle myślimy po swojemu. Tak do końca nie dopuszczamy Boga do głosu, a kiedy widzimy kogoś, kto tak się stara, to podejrzewamy go o fanatyzm, myląc to z gorliwością i radykalizmem.

Zgadzamy się na Boga, ale nie zgadzamy się z Jego sposobem postępowania! Tutaj jest wielka trudność z naszej strony. Dlatego Wielki Tydzień jest czasem milczenia z naszej strony. Jesteśmy zapraszani do dwóch „aktywności”. Po pierwsze słuchać, co Pan Jezus ma mi do powiedzenia, a po drugie patrzeć, co Syn Boży czyni dla mnie.

Tylko w milczeniu dotrze do serca istota przekazu. Nie zrozumiemy go, bo przecież jest to Boże myślenie, a nie ludzkie. Trzeba zbliżyć się nam do Bożych dróg, wejść na nie, a dopiero wtedy będziemy w stanie objąć co nieco, i to nie umysłem, a sercem, bo najważniejsze widoczne jest dla serca, a nie dla oczu.

Optyka Boża

Dopiero wtedy pojmiemy optykę Bożą. W Betanii nie dostrzeżono owej optyki w tym, co uczyniła Maria. Ewangelista zauważył trafnie, że po namaszczeniu nóg Pana Jezusa dom napełnił się wonią olejku. Tyle Bożej woni wokół nas, a my przechodzimy obok jak gdyby nic się nie stało. Czy rozpoznajemy jeszcze tę woń? Czy rozpoznajemy woń miłości? Woń życia? Oto ekonomia Boga dająca życie. Nie wiemy po co ta woń i „marnotrawstwo”, ale Bóg wie, i to bardzo dobrze! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu.

Zapach przynoszący śmierć. Judasz nie pojął – nie chciał pojąć. On miał swój plan. On żył swoimi myślami i pilnie strzegł tego, by nikt tego nie zmienił. Słyszymy całkiem inteligentną interpretację faktu: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? A wcale nie chodziło mu o biednych. Był złodziejem.

Posługa ma rodzić się z miłości, a nie ze sprzedaży, bo ta o śmierci informuje. Ubogich zawsze mamy u siebie. Mając Chrystusa w sercu, będziemy czasami czynić absurdalne po ludzku rzeczy, ale owoc daje Bóg, a nie my. W miłości pozorne marnotrawstwo okazuje się aktem niezmierzonej dobroci. A niekiedy zimne, inteligentne i wyważone argumentacje są fałszywym dobrem.

 

Wzruszył się głęboko

Tekst Ewangelii: J 13, 21-33.36-38

Bóg i wzruszenie

Często pragniemy doświadczyć wzruszenia na modlitwie. Chcemy odczuwać, że Bóg jest blisko. I nie jest to pobożne życzenie, ale potrzeba rzekłbym nawet egzystencjalna. Nigdy nam dość tej bliskości. Czy jest to objaw zachłanności? Żadną miarą. To wyraźny znak iskierki Bożej, która jest w nas, która pragnie na zawsze połączyć się z Ogniem Miłości.

Słyszymy, że w czasie Ostatniej Wieczerzy, kiedy siedział razem z uczniami, Jezus doznał głębokiego wzruszenia. Zastanawiam się, czy my, ludzie, w naszym myśleniu, w naszej wierze dajemy Bogu możliwość wzruszenia się? Czy chcemy Stwórcy, którego serce drży, kiedy spogląda na swe stworzenia? Czy chcemy Zbawiciela, który ze wzruszeniem pochyla się nad każdym człowiekiem?

Na to pytanie warto sobie odpowiedzieć uczciwie i szczerze w sercu. Jest to bardzo ważna rzecz. Owo głębokie wzruszenie można przetłumaczyć także jako poruszenie wnętrza, jakby w środku wszystko się poruszyło. To poruszenie miłości, bez której umieramy. To poruszenie miłosierdzia, bez którego nie mamy zbawienia. Bóg się wzrusza, i to bardzo! Bóg jest poruszony naszym życiem, i to bardzo!

Wzruszenie: dogłębne dotknięcie życia

To głębokie wzruszenie nie dotyczy tylko wspaniałych (w sensie dobrych) doświadczeń. Jakże poruszają nas trudne sprawy! Wręcz rozrywają całe wnętrze tragedie ludzkie. Wyrywa się wtedy odwieczne: dlaczego ja, dlaczego na mnie czy też gdzie byłeś Boże? Co dzieje się w naszych sercach, kiedy jesteśmy zdradzani? Kiedy ktoś nie przyznaje się do nas?

Pomyślmy: czy Serce Boże nie reaguje na takie postawy? Czy pozostaje niewzruszone, a więc obojętne? Zapewne ból jest zwielokrotniony, wszak to Serce Pana! Oczywiście, reakcje Pana są inne niż nasze. I dodałbym, na szczęście są inne, jakże inne. Ból pozostaje bólem. Smutek smutkiem. Zranienie raną krwawiącą.

W Ewangelii kontemplujemy opis zapowiedzi zdrady Judasza i zaparcia się Piotra. To nie jest błaha informacja mimochodem podana. To właśnie z tego powodu Jezus doznał głębokiego wzruszenia. Dziwne?! Wzruszył się na myśl o zdradzie i zaparciu się. Nie wkurzył się, choć to też jest objaw poruszenia. Jakże to musiało być bolesne dla Mistrza. Ogłosić, że jeden z najbliższych Go zdradzi i drugi z tego grona wyprze się Go w tak kluczowej sytuacji.

Kto to jest?

Pytamy się: Kto to jest? O kim mówi? Jaki jest cel takiego pytania? Po pierwszy, czy aby nie ja? Po drugie, by zlokalizować i usunąć takiego ze wspólnoty. Czy Jezus tak czyni? Nie! Ciągle walczy o każdego ucznia. Przecież umarł za wszystkich, a nie tylko za tych, którzy są wiernymi uczniami.

Pan wie, jakie jest nasze serce i co w nim „bije”. Co chcesz czynić, czyń prędzej nie jest przyzwoleniem na zło. Bóg uczynił człowieka wolnym i nie zabiera tego daru. My sobie wszystko interpretujemy. Słyszymy: Nikt jednak z biesiadników nie rozumiał, dlaczego mu to powiedział. Na konkretne pytanie została dana konkretna odpowiedź, a i tak nie słyszymy.

W takich trudnych doświadczeniach zapada noc. Jakby wszystko stawało się inne. Nie do uniesienia. W takich momentach pada pytanie: dokąd idziesz? Bo się gubimy i tracimy orientację. Jakże trzeba wtedy słuchać uważnie Pana! Będąc w jedności z Jezusem, uczymy się w ciemnościach chodzić, także niosąc w sobie możliwość zdrady czy zaparcia się.

 

Planowane wydany został

Tekst Ewangelii: Mt 26, 14-25

Akt zdrady

To nie był akt desperacji! Gdyby tak było, to moglibyśmy mówić o braku wolności czy pełnej świadomości. To nie był raptus chwili. Moment zawahania, odtrącenia, całkowitego zniechęcenia. To się zbierało od dłuższego czasu. Dobrze wiemy, że grono Dwunastu nie było idealne. Tak długo Pan ich uczył, a i tak nie rozumieli. Mówił im o niebezpieczeństwach, a oni martwili się o to, że nie będą mieli co jeść. Wyjawiał tajemnice królestwa Bożego, a oni kłócili się, kto z nich jest największy. Każdy nosił swoją własną ideę tego, jak to ma być! Także Judasz.

Tak więc akt zdrady był zaplanowany. Judasz zapewne słyszał, że arcykapłani wydali zarządzenie, by doniesiono, gdzie znajduje się Jezus, by można było Go pojmać. Myślę, że Judasz nie był głupim dzieckiem – wszyscy wiedzieli, że wpływowi arcykapłani postanowili zabić Jezusa. Tutaj wręcz porażające odkrycie, że był przy Jezusie, między Jego uczniami, słuchał (nie słyszał), co Jezus mówił, patrzył na Jego dobre czyny i... szukał sposobności, żeby Go wydać.

Czyżby ta „umowa” z arcykapłanami miała Judaszowi zapewnić bezpieczeństwo? Wszak każdy się domyślał, że skoro przypuszczą atak na Mistrza, oberwie się także Jego uczniom. Czy lęk kierował poczynaniami Judasza? Jeśli nie, to może chora chytrość, wszak trzydzieści srebrników to niezbyt wygórowana „cena”? Któż zdoła zgłębić serce zdrajcy? Pan Jezus wiedział, co dzieje się w sercu Judasza, i walczył do końca o jego zbawienie.

Kluczowe czasowniki

Poszukując kluczowego terminu na określenie dynamiki życia Bożego, jesteśmy w stanie powiedzieć, że jednym z nich jest czasownik wydać. Zacytujmy jedno z najpiękniejszych zdań w Biblii, zdań objawiających istotę Boga: Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie umarł, ale miał życie wieczne (J 3, 16). Chcąc zbliżyć się do poznania tajemnicy miłości Bożej, nie sposób nie zacząć i nie sycić się tym zdaniem.

W centrum tegoż zdania mieści się czasownik dać. W dzisiejszej Ewangelii słyszymy jakże inne w swej wymowie i treści: Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam. Dajcie mi, a ja wydam. Wszak nie możemy wydać, jeśli nie mamy. Dopiero gdy ktoś posiada cenne informacje, wtedy dopiero może je wydać. Dać – wydać.

Jakże różne jest owo dawanie-wydawanie Ojca niebieskiego! Daje wszystko, a nie ochłapy niewolnika. Nic nie zachowuje dla siebie. Judasz chce zagarnąć dla siebie. Ojciec nie myśli o sobie, ale o swoim stworzeniu, a Judasz tylko o sobie. Ojciec pamięta o swoim przymierzu, a Judasz nie opamiętał się, choć jakieś przebłyski były. Jednak zbyt wielkie skoncentrowanie się na sobie zamknęło go na światło.

Wydanie się!

Odpowiedzią Pana Jezusa na zdradę – kamyk lawiny został rzucony, a ta już zaczęła schodzić w dół, w otchłań - jest walka o zdrajcę! Nie jest to żebranie na kolanach czy przymuszanie do czegokolwiek. Dokonuje się Ostatnia Wieczerza – Syn wydaje siebie samego za niego i za każdego z nas. Daje siebie w całej pełni, do ostatniej kropli Krwi, do ostatniego tchnienia. Chcesz Mnie? - pyta Bóg. Weź Mnie całego! Czy liczy się cena? Żadną miarą. Ja, Pan, oddaję za ciebie życie, bo ty się liczysz, bo ty jesteś najważniejszy, bo twe szczęście jest w Mym sercu.

Wskazanie Judasza (tak jest, ty) nie jest skazaniem na śmierć. Przyszedł Syn, byśmy mieli zbawienie! By śmierć nie dosięgnęła człowieka, żadnego człowieka. Powraca owo zdanie z Ewangelii św. Jana. Przyszedł, byśmy mieli życie w obfitości.

Jezus idzie na Golgotę drogą, którą wyznaczył Mu Ojciec. To nie jest owoc zdrady Judasza, to owoc miłości Ojca do swoich dzieci. Oto istota Eucharystii, którą zostawił nam Syn Boży. Oto owoc Miłości nieskończonej, która staje się Pokarmem na drogę.

***

z książki Droga do Serca

 

Przeczytaj także

o. Robert Więcek SJ
Maryla i Lucjan Miozgowie
Mikołaj Świerad
ks. Jacek Poznański SJ
ks. Stanisław Groń SJ
ks. Stanisław Groń SJ
św. Józef Maria Rubio

Warto odwiedzić